czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział XVI:

Wygrała ciemna strona do tej pory pamiętam. Dwudziesty piąty kwietnia. Ten ból, słowo „żegnam”. Stanęły serca, lecz nam tylko na chwilę. Jedno się zatrzymało i do tej pory nie bije, chociaż dla nas ciągle żyje…[1]

         Kwiecień w Barcelonie z reguły bywał ciepły. Tak było też dzisiaj. Stałam w łazience przed lustrem, zapinając maleńkie kolczyki. Poprawiłam jeszcze raz wyprostowane wcześniej włosy i wygładziłam żakardową małą czarną od Victorii Beckham. Wrzuciłam do kopertówki chusteczki higieniczne, błyszczyk, perfumy, wyciszony telefon. Wsunęłam szybko na stopy czarne obcasy, a na nos ciemne okulary przeciwsłoneczne. Chwyciłam klucze i wyszłam. Przed domem czekał już mój chłopak w swoim klubowym Audi. Wsiadłam do środka i odjechaliśmy w kierunku Les Corts.
         Byliśmy z Gerardem parą od pięciu miesięcy, ale nikt postronny o tym nie wiedział. Prawdę znali tylko nasi przyjaciele. Staraliśmy się być bardzo ostrożni w naszych poczynaniach, aby nie przyłapali nas paparazzi, bo akurat na rozgłosie nam nie zależało. Dlatego też nigdy nie pojawiliśmy się razem na żadnym oficjalnym wyjściu. Jednak w taki dzień jak dziś, postanowiliśmy nie przejmować się nikim ani niczym, tylko skupić się na celu tego spotkania. Nie była to żadna gala, choć po naszych oficjalnych strojach można by nieco zwątpić. Ja ubrana na ciemno, Piqué w czarnym garniturze, białej koszuli i pod krawatem. Oboje w ciemnych okularach i z herbami klubu przypiętymi tuż nad sercem, co było znakiem rozpoznawczym wszystkich socios na oficjalnych spotkaniach klubowych.
         Gdy dojechaliśmy na miejsce, piłkarz wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Objął mnie troskliwie ramieniem i ruszyliśmy ku wejściu.
– Znałaś go w ogóle? – zapytał pogrążony w myślach.
– Tak. Dziadek mi go kiedyś przedstawił, jak byłam małą dziewczynką. Podczas obchodów urodzinowych klubu, kiedy dowiedział się o moich urodzinach, szybko pobiegł do jakiegoś schowka, wziął piłkę, podpisał się na niej i wręczył mi ją. Powiedział, że może kiedyś zyska na wartości. – wspominałam – To był cudowny człowiek – westchnęliśmy oboje, idąc dalej przed siebie. W szatni roiło się już od zawodników Blaugrany, którzy wzajemnie pomagali sobie z zawiązaniem krawatów. Większość była smutna, co nie zdarzało się zbyt często. I całe szczęście.
Kilka minut później cała drużyna, sztab, socios, zarząd i kilka partnerek piłkarzy stanęło na przygotowanej wcześniej murawie. Dokoła panowała głucha cisza. Boisko zazwyczaj przepełnione śmiechami, w owym momencie jawiło się jako ponure, wyzute ze wszelkich pozytywnych emocji.
Jako pierwszy głos zabrał prezydent Laporta. Jednak dopiero, kiedy odezwał się Josep Guardiola, po całym Camp Tito Vilanova przeszły ciarki. Podczas jego mowy w oczach zalśniły mi łzy. Lekko złapałam za dłoń mojego chłopaka, który natychmiast ścisnął ją mocniej. Staliśmy tak ze splecionymi dłońmi, wsłuchani w słowa kolejnych osób. Obecność dziennikarzy nie robiła na nas wrażenia. Było nam obojętne, czy ktoś się czegoś domyśli czy też nie. W tej chwili najważniejszy był Tito i pamięć o nim.
Po oficjalnej części wszyscy zapozowaliśmy do grupowego zdjęcia, jak było to w zwyczaju już od dwóch lat. Następnie udaliśmy się do klubowej restauracji na wspólny posiłek. Przed deserem wyszłam się nieco przewietrzyć. Oparłam się o barierkę i wpatrywałam w niebo. Drzewa szumiały, wiał chłodny wiatr. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Usłyszałam kroki, a już po chwili na moich ramionach zagościła za duża marynarka. Mężczyzna objął mnie w pasie i przysunął do siebie. Oparłam głowę na jego ramieniu i delikatnie się przechyliłam, by złożyć pocałunek na obojczyku blondyna. Katalończyk momentalnie się uśmiechnął i wtulił swoją głowę w moją szyję.
– Ria, dziecko, chodźcie do środka, bo niosą już flan – w drzwiach pojawił się prawie siedemdziesięcioletni mężczyzna.
– Już idziemy. – chwyciłam za dłoń towarzysza – A… Dziadku? – zwróciłam się do niego – Bo… Ja chciałabym ci kogoś przedstawić… – spojrzałam niepewnie na Gera.
– Wnusiu, przecież wiem, jak on się nazywa – zaśmiał się dziadek.
– No tak, ale mi nie o to… – nie udało mi się dokończyć, bo Katalończyk postanowił przejąć stery.
– Panie Saldaña, dla mnie to wielki zaszczyt móc w końcu poznać pana tak osobiście. Dziadek mi wiele o panu opowiadał.
– Och, nie praw mi komplementów, Gerard, bo jeszcze się zarumienię, a babą przecież nie jestem – machnął ręką.
– Dziadku! – krzyknęłam, a mężczyzna się odwrócił – Gerard i ja… My… Em… Jesteśmy parą – wypaliłam.
– I dopiero teraz mi to mówisz? Witaj w rodzinie, chłopcze. Ale pamiętaj, że to, że jesteś socio, nie oznacza, że nie będę cię obserwował. A mój wnuk Sergio z chęcią mi w tym pomoże – uścisnął blondyna i wrócił na salę, a my poszliśmy za nim.
– Wnuk Sergio? – zdziwił się – Przecież ty nie masz rodzeństwa, a twoja mama też była jedynaczką.
– Tak. Ale dziadkowi chodziło o jego wnuka Sergio Ramosa – zaśmiałam się.
– Co? Od kiedy to twój dziadek…
– Udało mi się go przekonać. – przerwałam mu w pół zdania – Uwierz mi, że lepiej, żeby nazywał Ramosa wnukiem aniżeli witał go widłami. – spojrzałam niepewnie na mojego chłopaka – Co tak patrzysz? Przy pierwszym spotkaniu dziadek chciał go przegonić z Aragonii za pomocą wideł do siana. Tak więc to jest lepsza opcja. I dziadek, i Sergio są zadowoleni. A ja nie muszę bać się o ich życie przy każdym spotkaniu – puściłam mu oczko i zasiadłam do stołu.







[1] Artiste ft. PartickPiano „Pamiętam”

***
Nie mogłam nie wspomnieć o tym wspaniałym człowieku. Tito był wielki...

Piszcie proszę, czy chcecie, by kolejne opowiadanie dotyczyło Thiago Alcântary czy Javiera Mascherano. :)

Zachęcam do zajrzenia: http://vida-es-xula.blogspot.com/

12 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że będzie tu choć jeden rozdział poświęcony Tito. Ahh, to już będą dwa lata, a jakoś dalej nie potrafię pojąć tego, że go nie ma. :/ Cóż, rozdział boski i jeszcze tekst Artiste. <3
    I co do zapytania, to w sumie poczytalabym sobie o Masche :3
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam chyba słabość do Tito. Bardzo szanuję tego człowieka za to jaki był i jak zrewolucjonizował piłkę nożną. A Artiste uwielbiam. ;) Buziaki ;*

      Usuń
  2. Chcesz wiecej :) zawsze czekam na kolejny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy po raz pierwszy usłyszałam ten kawałek Artiste, chciało mi się ryczeć.
    A co do rozdziału... Był on całkiem inny i nie potrafię napisać dlaczego. I naprawdę mi się podobał!
    Mam dziwne wrażenie jakby ta cała wielka przyjaźń z Sergio i to, że jej dziadek go uwielbia, może stanowić swojego rodzaju barykadę. Może tylko mi się tak wydawać... Gerardowi może to przeszkadzać. Z resztą... Zobaczymy co wymyślisz! :)

    PS. Moją miłość do rodzinki Alcantara głoszę wszędzie, tak no więc... Odpowiedź na pytanie masz! :D Jeszcze opisz czasem pojawienie się tam Rafy to już w ogóle mnie będziesz miała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barykady będą, ale Sergio chyba nie będzie jedną z nich. ;) Spokojnie, pojawią się oba opowiadania. Chcę tylko wiedzieć, które opublikować jako pierwsze. A Rafa na pewno epizodycznie się pojawi. Mogę zapewnić, że takiego opo jeszcze nie było. ;**

      Usuń
  4. Nareście się doczekałam tego rozdziały :D jak każdy poprzedni jest cudowny <3 czekam na next :*
    Zapraszam do mnie, pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział idealny, jak zawsze ;*
    Thiago jak najbardziej ;3 /Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kochana. ;* Okay, czyli mamy 2:1 dla Thiago. :p

      Usuń