czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział XX:

Como un guerrero en la arena, yo lucharé y al final yo ganaré...[1]

         Kiedy po treningu wrócił do domu, zmartwiła go panująca tu cisza. Rzucił w przedpokoju torbę i poszedł do kuchni. Potem udał się do salonu, na taras, do ogrodu. Nigdzie jej nie było. W końcu poszedł na górę do sypialni. Niby wszystko było normalnie, ale… Coś przykuło jego uwagę. Drzwi od garderoby były otwarte. Wszedł tam i zamarł. Pomieszczenie świeciło pustkami. Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Nie mógł w to uwierzyć. Kopnął ze złości w fotel. Wyszedł i usiadł na łóżku. Schował twarz w dłoniach. Co on narobił? Ria się wyprowadziła. Gdzie teraz była? Może wróciła do mieszkania dziadka? Chciał to sprawdzić, ale kiedy wstawał, w ręce wpadła mu niewielka karteczka. To było jej pismo. Spojrzał z przerażeniem na wykaligrafowane słowa.
„Przepraszam. Nie potrafię inaczej. Starałam się, ale nie jestem jednak tak silna. Muszę to wszystko przemyśleć. Dajmy sobie czas.
Ria”
         Może to jednak nie koniec? Nie napisała przecież, że nie chciała go znać, ani że z nim zrywała. Była jeszcze nadzieja. Musiał ją znaleźć. Musiał ją znaleźć i to szybko. Może jeszcze nie wyjechała? Moment, Marc coś mówił, że ostatnią noc spędziła u nich. Tak, to było to. Jego przyjaciele musieli coś wiedzieć na temat wyjazdu Murillo. Szybko zbiegł po schodach, wsiadł do auta i z piskiem opon ruszył w kierunku Castelldefels, gdzie mieszkali młodzi rodzice. Nie pukając, wszedł do ich domu.
– Marc! – krzyknął.
– Co się drzesz? – podszedł do niego kolega z drużyny, trzymający w ramionach synka – Masz szczęście, że Fabio nie śpi, bo Melissa by cię chyba zabiła, jakbyś go obudził. – cmoknął dziecko w czółko – Co jest?
– Gdzie ona jest? – zapytał prosto z mostu.
– Kto? – odezwała się Hiszpanka – Szukasz Rii?
– Spała u was wczoraj. Musicie coś wiedzieć. – błagał – Wróciłem do domu, a tam nie było już jej rzeczy. – usiadł z kanapie – Ani jednej, rozumiecie? Nic. Zabrała wszystko – w oczach miał nie tylko ból, ale i łzy.
– Wiesz przez co wyjechała, prawda? – dziewczyna wzięła dziecko na kolana i zaczęła je bujać.
– Domyślam się. Nie wiedziałem, że aż tak przegiąłem. To tylko piwo.
– Nie dla niej. Dla niej alkohol to alkohol. Ona dużo przeszła. A wspomnień nie da się wymazać. Nawet tych najbardziej bolesnych – powiedział mu przyjaciel.
– Chciałbym tak jak wy – zapatrzył się na Fabio.
– Co masz na myśli?
– No tak jak wy. Mieć dom, ukochaną przy boku, dziecko… – westchnął – Chciałbym założyć z Rią rodzinę. – wyszeptał – Wszystko spieprzyłem, co? – zwrócił się do kobiety.
– Posłuchaj, Gerard, masz swoje za uszami, ale jesteś dobrym człowiekiem. Zasługujesz na szczęście. Nic jeszcze nie jest stracone. Na nic nie jest za późno.
– Myślisz, że byłaby w stanie mi wybaczyć?
– Tak. A wiesz dlaczego? – pokręcił przecząco głową – Bo cię kocha, idioto.
– Skąd wiesz? Powiedziała ci? – nie wierzył, a po chwili posmutniał – Mi tego nigdy nie powiedziała.
– A ty jej to kiedyś powiedziałeś?
– Nie – zawstydził się.
– No widzisz, oboje się boicie, ale się kochacie.
– Co ja mam teraz zrobić? Nawet nie wiem, gdzie ona jest – był bezsilny. Chciał ją po prostu przytulić. Przyciągnąć do siebie mocno i już nigdy nie puszczać. Chciał spędzić z nią resztę życia. Był pewien, że Murillo była tą jedną jedyną.
– Marc, idź położyć małego. – oddała syna w ręce narzeczonego – Zanim cokolwiek powiem… Co ty do niej czujesz, Geri?
– Szaleję za nią. Uwielbiam ją. – powiedział pewnie – Kocham ją. – dodał ciszej – Kocham ją jak głupi.
– Wiesz, gdzie mieszka teraz Mourinho?
– No tak. Na obrzeżach Mediolanu – podrapał się po karku.
– Via Pompeo Marchesi 48. – rzuciła płynnym włoskim oraz poklepała go po plecach – Powodzenia.
– Ona tam jest?
– Tak, mieszka tam z Mou. – wtrącił się Bartra – Rezerwuj szybko lot i ją odzyskaj. Ona też za tobą tęskni.
         Nie myśląc wiele wybiegł z posesji rzucając jedynie niewyraźne pożegnanie. Udał się prosto na lotnisko. Portfel i telefon miał ze sobą, a więcej nie było mu potrzeba. Nie miał zamiaru spędzić tam kilku dni. Jechał tam tylko i wyłącznie po to, by powiedzieć Murillo te dwa proste słowa. No i jeszcze, żeby ją prosić o powrót do domu. Do ich wspólnego domu. Chciał tego jak niczego innego na świecie. Całym sercem i duszą pragnął, żeby ta drobna osóbka znowu zagościła w ich wspólnym gniazdku. By mógł budzić ją subtelnymi pocałunkami. By mógł wtulić się w nią o każdej porze dnia i nocy. By razem śmiali się, oglądając komedie. By spędzali ze sobą każdy wieczór, każdą możliwą chwilę. By dawali sobie radość. Uwielbiał na nią patrzeć. Ubóstwiał każdy jej ruch, gest. Kochał w niej wszystko. Była dla niego ideałem, pomimo wad, które posiadała. Nie potrafił wyobrazić sobie kogoś innego w jego łóżku. Chciał tylko jej. Marzył o tym, żeby ich wspólne poranki wypełnione były czułością i radością. W głębi duszy liczył na to, że już niedługo dane mu będzie usłyszeć z jej ust tak piękne zdanie, które do góry nogami wywróci ich życie. Ale to będzie ich wspólne życie. Był skłonny zmieniać pieluszki, wstawać w nocy. W gruncie rzeczy, on się tego wręcz nie mógł doczekać. Chciał się postarać o dziecko już jakiś czas temu, ale bał się jej o tym powiedzieć. Bał się, że mogła go wyśmiać albo się nie zgodzić. Przecież nigdy mu nie powiedziała, że go kochała. Te myśli, że mogłaby kiedyś odejść, zamęczały go, nie dawały spać, normalnie funkcjonować. Trawiły go od środka i tutaj właśnie pomagał alkohol. Okazał się być najlepszym kompanem do topienia smutków. Tylko, że to właśnie przez tego towarzysza wszystko się posypało. To przez to Ria przebywała obecnie w Mediolanie w domu Mourinho. To właśnie przez alkohol Gerard mógł stracić miłość swojego życia. I właśnie to do niego dotarło.
         Stwierdził, że był głupcem. Nie stać go było na szczerą rozmowę z kobietą, którą darzył ogromnym uczuciem. Zwykle nieprzebierający w słowach i dążący do wyznaczonego celu światowej klasy piłkarz nie odważył się na tyle, by wyznać swoje uczucia i zdradzić plany na przyszłość, a także marzenia dotyczące założenia rodziny. Takiej prawdziwej, kochającej się, wspierającej i szczęśliwej rodziny. Kto by pomyślał, że ten prawie dwumetrowy stoper marzył o maleńkim brzdącu, który byłby owocem miłości jego i pewnej pięknej dziennikarki? Na pewno nie sam zainteresowany. Ale przez ten rok wiele się wydarzyło. Gerard zakochał się, zadurzył, wpadł po uszy czy jak sobie chcecie. Nie widział świata poza wnuczką starego Saldaña. Bo to ona była całym jego światem. Nie liczyło się dla niego nic więcej. To ona była na pierwszym miejscu. Dla niej gotów był rzucić piłkę nożną, wyprowadzić się na drugi koniec świata. Wszystko by dla niej zrobił. A nie zrobił tak prostej, jakby się wydawało rzeczy. Nie potrafił jej nie skrzywdzić. Nie zrobił tego oczywiście celowo, ale jednak ją skrzywdził. Zranił jej uczucia. Nie docierało do niego, jak mógł być tak głupi. Wyrzucał sobie, że chodził do tych wszystkich barów. Był zły sam na siebie. Chociaż zły to za mało powiedziane. Był wściekły. Wściekły za własną głupotę, idiotyzm, kretynizm. Nie mógł sobie wybaczyć, że jego maleńka Ria płakała. A co najgorsze – płakała prze niego. Dosyć. Musiał to zmienić. Musiał to naprawić. Przecież on ją do jasnej cholery kochał! I choćby to on miał cierpieć katusze, nie pozwoli, by ta śliczna istotka uroniła przez niego choćby jeszcze jedną łzę.
         Był zdeterminowany. Ułożył sobie w głowie całą listę argumentów, którymi chciał przekonać nowego trenera miejscowego klubu do tego, by wpuścił go do domu i pozwolił porozmawiać z dziewczyną. Wiedział, że łatwo raczej nie będzie, bo José należał do tych upartych, ale też do tych, którzy dzielnie jak lwy walczyli o swoich najbliższych. A do najbliższych Portugalczyka zaliczała się między innymi Ria Blanca Murillo Saldaña.
         Zrobił kilka głębszych oddechów i spojrzał na zegarek. Dwadzieścia pięć po północy. Na dworze ciemna noc, przerywana pojedynczymi piorunami. Szum szalejącego wiatru, któremu akompaniowały głuche grzmoty. Krople bijące o szyby taksówki. Siedział w żółtym pojeździe i gapił się tępo na świeżo odremontowany budynek z wysokim żywopłotem. Dawno nie widział takiej ulewy. Chyba ostatni raz miało to miejsce jeszcze podczas jego przygody z Manchesterem United. Przetarł twarz drżącymi dłońmi, wręczył taksówkarzowi banknot i pognał w strugach deszczu na ganek. Stanął tam, otrzepał włosy z kropli i… Zadzwonił. Przed jego oczami przewijały się różne sceny tego, co mogło za chwilę nadejść. Pomyślał nawet o tym, że trener stanie zaraz w drzwiach i powie mu, że teraz już za późno, bo to właśnie on związał się z dziennikarką i są w końcu szczęśliwi. Pokręcił głową, jakby chciał odsunąć od siebie tę wizję. Pomógł mu w tym odgłos otwieranych drzwi. W progu stał średniego wzrostu posiwiały mężczyzna, będący jednak w świetnej formie fizycznej. Zmierzyli się dokładnie. Gospodarz popatrzył na gościa z mordem w oczach, ale już po chwili lekko się uśmiechnął i zaprosił piłkarza do środka.
– Już myślałem, że dzisiaj się nie pojawisz. A obiecałem sobie, że za każdy dzień zwłoki będę ci coraz bardziej utrudniał wizytę i pobyt w mieście – odezwał się.
– Co? – zamrugał kilka razy Katalończyk – To ty wiedziałeś, że przyjadę?
– Tak. – pokiwał głową – A przynajmniej miałem taką nadzieję. Że w końcu zrozumiesz, że ją kochasz i przyjedziesz ją odzyskać. – zaśmiał się, siadając na kanapie – Ale nie wiedziałem, że będziesz miał takie wejście. W otoczeniu atmosfery grozy. Wiesz, burza, błyskawice, ulewa, prawie huragan, a tutaj pojawia się skruszony, zdeterminowany i przemoczony do suchej nitki Piqué.
– José, ona tutaj jest, prawda? – zapytał niepewnie, a ten pokiwał głową.
– Tak. Ale najpierw musisz mi powiedzieć, co masz zamiar zrobić.
– Chcę ją przeprosić za to, że byłem takim dupkiem i kretynem. Nigdy nie chciałem, żeby przeze mnie płakała. – jęknął bezsilnie – Zależy mi na niej. Jest dla mnie najważniejsza na świecie. Zrobiłbym dla niej wszystko. Dosłownie. Kocham ją i chcę, by była szczęśliwa. Jeśli jest taka beze mnie to trudno. Odejdę. Ale mam jeszcze nadzieję, że da mi szansę to wszystko poskładać. Naprawić to, co spieprzyłem. Bo nie chciałem. Ja naprawdę nie chciałem. Nigdy już nie wezmę do ust alkoholu. – uśmiechnął się leniwie – No może zrobię drobny wyjątek, jak urodzi mi się dziecko. Ale wiesz, to tylko po to, żeby było zdrowe. Wolałbym nie kusić losu.
– Dziecko?
– Tak. – odpowiedział poważnie – Chciałbym, oczywiście jeśli Ria się zgodzi, założyć rodzinę. Mieć dzieci. Mieć żonę – wyszeptał ostatnie zdanie. Portugalczyk poklepał go przyjacielsko po plecach. Gerard uniósł głowę i wtedy ją zobaczył. Stała zapłakana na schodach. Miała na sobie jedynie jego za dużą koszulkę. Pamiętał, że pożyczył ją jej, kiedy nocowała u niego po raz pierwszy. Nie miał pojęcia, że ją tu ze sobą zabrała. Może w takim razie jeszcze coś dla niej znaczył? Przecież takie drobne gesty też miały drugie dno, nieprawdaż? Dotarło do niego, że Murillo słyszała całą rozmowę i nawet mu ulżyło.
– Walcz o nią – szepnął mu na ucho szkoleniowiec i udał się na górę, zapewne do swojej sypialni. Przechodząc obok młodej dziewczyny, ucałował ją w czoło, dodając otuchy. Ona zaczęła powoli schodzić na parter. Była przerażona. Nie lubiła takich sytuacji i to dlatego zawsze przed nimi uciekała. Ale kiedyś w końcu trzeba było stawić im czoła. Kiedyś w końcu musiał być ten pierwszy raz.
         Kataloński stoper zerwał się na równe nogi i podbiegł do niej. Nie myśląc zupełnie, porwał ją w ramiona. Tak, tego mu było trzeba. Ciepła jej ciała, jej oddechu muskającego jego szyję, jej bicia serca. Zacisnęła drobne piąstki na jego przemoczonej koszulce. Czuł, że płakała. Odsunął ją od siebie delikatnie. Wziął w dłonie jej twarz i zaczął scałowywać wielkie jak grochy łzy. Nie pomagało. Dziewczyna płakała jeszcze mocniej. Musnął jej nos swoim i złączył ich czoła. Słyszał, jak jej oddech powoli się normował. Uspokajała się. Stali tak na środku salonu, wtuleni w siebie. Chcieli się nacieszyć tą chwilą, bo nie mieli pojęcia, co przyniesie kilka najbliższych minut, a może godzin. Nie wiedzieli, co chciała powiedzieć ta druga strona. Oboje się bali. Bali się przede wszystkim odrzucenia i związanego z nim cierpienia. Wiedzieli, że nie byliby w stanie znieść rozrywającego się na pół serca. To właśnie wizja tego przeszywającego na wskroś bólu sprawiła, że bali się wyznać swoje uczucia. Nie chcieli go nigdy poczuć. A w tej chwili – choć nieświadomie – doprowadzili do tego, że krwawiły ich serca. Serca przepełnione miłością do osoby, którą przytulali.







[1] Nicky Jam „Un Sueño”
[Jak wojownik na arenie, będę walczył i na końcu wygram…]

***
Mamy i rozdział z perspektywy Gerarda. :D

12 komentarzy:

  1. No nie wiem co powiedzieć... Taki długi, taki boski, genialny, idealny, najlepszy! Tyle przymiotników tak mało czasu, by wyrazić moje emocje po przeczytaniu tego genialnego jak jego autorka rozdziału. Już ci to mówiłam i wiedz, że tak długo jak ty będziesz pisać, ja będę to powtarzać: kocham cię i kocham twoje rozdziały!
    Zresztą sama dobrze to wiesz i nie zaprzeczaj. <3
    czekam na następny, buziaki <3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie masz pojęcia, jak miło mi czytać Twoje komentarze. Naprawdę się cieszę, że komuś się podoba to, co piszę. :) Buziaki <3

      Usuń
  2. Jakie to piękne ;') aż łzy mi się zebrały do oczu, naprawde <3 jak ty genialnie potrafisz opisywać uczucia. Potrafisz sprawiać, że osoba czytająca czuje dokładnie to samo co oni w tej chwili. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Aż mam ciarki a to się często nie zdarza! GENIALNE, nic dodać nic ująć. Czekam na następny i juz się nie mogę doczekać! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, w tym opowiadaniu najlepiej pisało mi się takie refleksyjne, uczuciowe rozdziały. Może to dlatego, że jest w nich ogromna część mnie? ;) Cieszę się, że się podoba <3

      Usuń
  3. Bosko...cudnie ...sielankowo...wspaniale i nie wiem co jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się, serio. Wzruszyłaś mnie bardzo tym rozdziałem, bo był cały o wielkim uczuciu wielkiego Pique. Brak mi słów, bo rozbiłaś mnie na drobne kawałki. Tak nie lubię czytać o uczuciach, bo wtedy zawsze się wzruszam. Głupia ja.
    Do następnego. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, udało mi się Cię wzruszyć! :D Cieszę się, że się podoba. ;*

      Usuń
  5. Kochani są! A i Mou powiedział mu trochę dobrych słów! Marc z Meli też zrobili swoje!
    Oby już było tylko dobrze! Mam przynajmniej taką nadzieję :D

    Ps. nowy rozdział - http://los-ojos-del-pasado.blogspot.com - zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy będzie dobrze? Epilog wszystko wyjaśni. ;)
      Już lecę do Ciebie. ;*

      Usuń
  6. czekam na nastepny, zapraszam do siebie http://dlaczegoniepowiedzialasmi.blogspot.com/2016/02/rozdzia-4.html

    OdpowiedzUsuń