It's gonna take a miracle to bring me back. I guess
that's what I get for wishful thinking. Should've never let you enter my door.[1]
O, nie. Tego było już zbyt wiele. Skoro
tak miało wyglądać nasze wspólne życie, to ja miałam tego kategorycznie dosyć. Nie
mogłam pozwolić sobie na to, by znów obawiać się o każdy kolejny dzień. Już
kiedyś tak żyłam i jak to się skończyło? No właśnie – nijak. Uciekłam. Zawsze
tak robiłam, kiedy coś mnie przerastało. Czym ja zawiniłam scenarzystom mojego
nędznego żywota, że coraz to dokładali mi nowych zmartwień, problemów? A miało
być już tak pięknie. Z Piqué miało być inaczej, lepiej. Przy nim miałam się w
końcu odnaleźć, zasmakować szczęścia, miłości. Nie chciałam więcej smutków. Nie
chciałam, by znowu zaczęły mnie męczyć wspomnienia. Niestety nie udało się.
Demony przeszłości znowu zaczęły się ze mną droczyć.
– Teraz to już
przegiąłeś, Gerard – zdenerwowałam się.
– O co ci chodzi? –
mruczał – Byłem po prostu na piwku z kumplami i tyle – wzruszył ramionami.
– Na piwku z
kumplami? To chyba wpadłeś do beczki z wódką po drodze, bo tak śmierdzisz
alkoholem! Nie wmówisz mi, że wypiłeś dwa czy trzy piwa! Nie jestem ślepa! –
krzyczałam.
– Musisz się tak
wydzierać? Łeb mi pęka.
– I bardzo dobrze.
– zaśmiałam się – Wiesz co, trzeba było pić częściej, może byłbyś odporniejszy.
Co drugi dzień to chyba trochę za mało.
– Nie przesadzaj.
Piliśmy za twoje zdrowie – próbował mnie przytulić, ale mu się wyrwałam.
– Dzięki za troskę.
Możesz zaprosić kolegów na noc, bo na pewno nie spędzisz jej ze mną. Wychodzę –
oświadczyłam, po czym złapałam torebkę i opuściłam posesję.
– Ria! – słyszałam
jego wołanie, ale się nie odwróciłam. Nie potrafiłam. Nie mogłam tam zostać.
Nie byłam w stanie znowu patrzeć na to, jak bardzo bliska mi osoba piła. Może w
przypadku piłkarza nie było to jeszcze uzależnienie, może tylko… Ostatnio
imprezował coraz częściej. A ja nie potrafiłam tego znieść. Może
wyolbrzymiałam, może robiłam z igły widły, ale byłam przewrażliwiona na tym
punkcie. Sama nie piłam nigdy więcej niż jedno piwo. Dlaczego? Bo bałam się, że
mnie też może to spotkać, że też nie będę potrafiła się oprzeć i zatracę się w
nałogu. Nałogu, który znowu zniszczy mi życie.
Po kilkunastu minutach dotarłam pod dom
Bartry. Zadzwoniłam do drzwi i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Zerwał się wiatr i
zaczęłam pocierać zmarznięte ramiona. Jak na lipiec pogoda nie sprzyjała. Po
chwili w progu ujrzałam wysokiego bruneta.
– Jest Melissa? –
spytałam niepewnie.
– Tak. Wchodź. –
zaprosił mnie do środka – Zaraz zejdzie. Usypia małego. Obudził się niedawno. –
uśmiechnął się lekko – Napijesz się czegoś?
– Wody. – rzuciłam
wyprana z uczuć – Dzięki – wypiłam zawartość całej szklanki naraz.
– Coś się stało?
Pokłóciliście się, tak? – pokiwałam głową, a on westchnął – Znowu wrócił na
bani?
– Ja tak dłużej nie
potrafię – rozpłakałam się. Chłopak mnie przytulił i wtedy właśnie zeszła na
dół jego partnerka. Popatrzyła na nas zdziwiona.
– Znowu był na
„imprezce” – wysyczał piłkarz.
– Marc, zostawisz
nas? – poprosiła – Ria, kochanie, nie płacz – pogłaskała mnie uspokajająco po
głowie, a ja się w nią wtuliłam jak małe dziecko.
– Ja już nie mogę
tak dłużej. Ja nie daję już rady, Mel. Boję się. Boję się o niego. Boję się, że
znowu będę cierpiała – wychlipiałam.
– Powiedziałaś mu,
że nie lubisz, kiedy pije?
– Tak. I to
wielokrotnie. Prosiłam go, żeby nie pił tak często, ale do niego nic nie
dociera. Mówi, żebym się nie martwiła, że to tylko piwo z kumplami albo
imprezki.
– Może naprawdę tak
jest?
– Może. Nie wiem. –
pokręciłam głową i otarłam łzy – Ja już nic nie wiem, Melissa. Może jestem
jakaś przewrażliwiona. Ale nie zmienię tego. Nie potrafię. Życie już mnie tyle
razy skopało, że boję się kolejnego ciosu. Już bym tego chyba nie zniosła…
– Kochanie, –
objęła mnie mocno – chodź, zostaniesz dzisiaj u nas. Prześpisz się z tym i rano
podejmiesz decyzję, co dalej. Może być?
– Chyba masz rację.
A Marc nie będzie miał nic przeciwko, że tu zostanę?
– Marc nie będzie
miał nic przeciwko. – zaśmiał się stojący na schodach Bartra – Właśnie
pościelił ci w gościnnym.
– Dziękuję.
Jesteście tutaj moimi jedynymi przyjaciółmi – uśmiechnęłam się blado.
Po zimnym prysznicu, którym miałam
nadzieję zmyć choć część moich trosk, położyłam się do łóżka. Kręciłam się,
przewracałam z boku na bok, ale nie potrafiłam zasnąć. Cały czas męczyły mnie
przeróżne myśli. Nie wiedziałam, co teraz będzie. Co będzie ze mną? Z Gerardem?
Z nami? Czy było jeszcze, co ratować? Czy był sens ciągle się kłócić o jedno i
to samo? Może lepiej po prostu się rozstać? Odpocząć od siebie? Przynajmniej
przez jakiś czas? Może to pozwoliłoby na zatęsknienie za sobą? Zrozumielibyśmy,
jak wiele dla siebie znaczyliśmy? Albo okazałoby się, że to jedna wielka
pomyłka i niepotrzebnie pakowaliśmy się w poważny związek? Zbyt wiele pytań i
żadnej odpowiedzi. Co teraz robił mój chłopak? Spał? Oglądał telewizję? Grał na
konsoli? A może pił? Nie, stop! Nie mogłam tak myśleć. Nie mogłam od razu
spisywać go na straty. Nie mogłam zakładać, że on był taki sam jak… Jak ten
człowiek, który już nie żył. Przynajmniej dla mnie. Gerard taki nie był.
Zdecydowanie. O to mogłam być spokojna – że nie stanie się taki jak…on. Piqué
się mną przejmował, zależało mu – chociaż troszkę. I to właśnie ich od siebie
odróżniało. Ale czy będę potrafiła żyć, patrząc na ukochanego mężczyznę, który
spożywa alkohol w dużych ilościach? Czy będę mu potrafiła kiedyś zaufać w stu
procentach? Kochałam go, ale przecież nie byłam mu nawet w stanie jeszcze
opowiedzieć o mojej przeszłości. Jak więc zacząć przyszłość, skoro drzwi od
przeszłości są zbyt ciężkie, by je zamknąć? A duma zbyt wielka, by poprosić
ukochaną osobę o pomoc?
***
Rano zasiedliśmy razem do śniadania.
Melissa zrobiła naleśniki. Marc zajadał aż mu się uszy trzęsły. No w sumie ja
też.
– I co teraz
będzie? Zdecydowałaś już? – zapytała pani domu.
– Wyjedziesz do
Madrytu? – spojrzał na mnie podejrzliwie defensor.
– Nie. Do Madrytu
nie. No coś ty. – zdziwił się – Gdyby Sergio zobaczył mnie w takim stanie, to
mogę się założyć, że od jutra byłbyś najlepszym stoperem w FC Barcelonie. –
pokręciłam głową – On by mu tego nie przepuścił. Zabiłby go.
– Ramos? – uniosła
brwi do góry Hiszpanka.
– Tak.
– No, nerwowy to on
jest – przyznał Bartra.
– Co w takim razie
masz zamiar zrobić?
– Na którą macie
trening? – zwróciłam się do piłkarza.
– Na jedenastą.
– Więc po
jedenastej pojadę do domu, spakuję się i pojadę na lotnisko.
– Przyjmiesz ofertę
z „La Gazzetta dello Sport” – stwierdziła, gdy usiadła przy stole.
– To chyba
najlepsze wyjście. Ja muszę sobie wiele rzeczy przemyśleć. On też powinien się
nad paroma zastanowić. – gmerałam w śniadaniu – Tylko, Marc, proszę, nie mów mu
na razie o niczym, okay? Nie chcę, żeby mnie złapał przed wylotem.
– A co potem?
– Na pewno się w
końcu domyśli, dokąd się wybrałam. Ale całego Mediolanu nie sprawdzi. A już na
pewno nie dotrze tam, gdzie będę mieszkać – powiedziałam tajemniczo.
– To gdzie ty się
zatrzymasz? – ściągnął brwi wychowanek La Masíi – Masz już coś załatwione, że
tak mówisz?
– Tak. Godzinę temu
rozmawiałam ze starym przyjacielem. Powiedział, że mogę u niego zamieszkać.
Niedawno przeprowadził się do Mediolanu i mieszka sam. Jego żona jeszcze musi
dopełnić kontrakt w poprzedniej pracy, więc przyjedzie dopiero za dwa miesiące.
A córka zostaje w Londynie.
– To u kogo ty
będziesz mieszkać? – ciekawiła się dziewczyna.
– U nowego trenera
A.C. Milanu.
***
Stanęłam na hali odlotów i rozejrzałam
się dookoła. Wszyscy się uśmiechali. Chyba ja jedyna byłam smutna. Wsiadłam do
taksówki i pojechałam do siedziby „La Gazzetta dello Sport”. Weszłam do sporego
budynku, porozmawiałam z mężczyzną, który do mnie dzwonił oraz podpisałam
umowę. Na moje życzenie znalazł się w niej zapis, że w każdej chwili mogę
zrezygnować z pracy i nie będzie mnie obowiązywał okres wypowiedzenia. Będę
jedynie musiała zapłacić karę w wysokości tygodniówki. Złożyłam podpis oraz
udałam się do mojego tymczasowego lokum. Niepewnie zapukałam do drzwi. Otworzył
mi uśmiechnięty od ucha do ucha Portugalczyk. Porwał mnie radośnie w ramiona.
Cieszył się jak głupek.
– Oj, José, José.
Nic a nic się nie zmieniłeś.
– Tak samo jak ty.
– posmutniał – Znowu uciekasz przed problemami zamiast je rozwiązywać. –
otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale mnie uprzedził – Dobrze chociaż, że chowasz
się u tych, którzy się o ciebie troszczą. Wiesz, że zawsze możesz na mnie
liczyć? – pokiwałam głową – No, a teraz musisz mi wszystko opowiedzieć. –
zasiedliśmy na wielkiej sofie – Co takiego się stało, że nie chciałaś się
pokazać na oczy Sergio? Piqué coś nabroił, tak? Niech no ja go tylko dorwę! –
zacisnął pięści i krzyknął.
– Mou… – wtuliłam
się w niego – Boję się, że to wszystko się powtórzy – szlochałam. Przed nim nie
musiałam niczego ukrywać. Trener o wszystkim świetnie wiedział. Znał moją
przeszłość jak mało kto. Niegdyś zwierzyłam mu się z mojego dzieciństwa,
powiedziałam, dlaczego zdecydowałam się na wyjazd z Aragonii. Zaś przy sprawie
z Alejandro… Cóż, on po prostu wtedy przy mnie był. Pilnował mnie w ciągu dnia
na zmianę z Ikerem i Karimem, a w nocy zastępował ich Sergio. Troszczyli się o
mnie, dbali. Próbowali podtrzymywać na duchu. Tłumaczyli, że miałam dla kogo
żyć, że przecież nie wszystko jeszcze skończone, że miałam przed sobą całe
życie. Tylko dzięki nim nie wylądowałam na zamkniętym oddziale w szpitalu
psychiatrycznym. Tylko dzięki nim nie skończyłam wtedy ze sobą…
[1] Rihanna ft. Justin Timberlake
„Rehab”
[To będzie cud, bym do siebie doszła. To jest chyba
to, co dostaję za łatwowierne myślenie. Nie powinnam ci nigdy pozwolić na
przekroczenie progu moich drzwi.]
Kurde, genialne to mało powiedziane, tylko... Dlaczego ta kłótnia? :/ Nie mogłaś wytrzymać czy co? ;D ahh...
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na następny, buziaki :*
Wiesz, że nie mogłam. :p
UsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńJest mi smutno, bardzo.. Tak się dziś cieszylam na tym rozdział, ale wiesz co? Zmieniam zdanie! Wcale się nie cieszę..
OdpowiedzUsuńNarobiło się i to porządnie! Tylko dlaczego Ria znów uciekła przed problemami? Chyba ma to we krwi! Ach.. Ciekawi mnie kim jest ten "on" i mam nadzieję, że w następnym rozdziale to wyjaśnisz, bo jak nie to będę musiała się domyślać, a tego nie lubię. ;D
Kończę moje wywody. Życzę weny i do następnego słońce! ;*
ten*
UsuńSpokojnie, Słońce - niczego nie będę przed Wami ukrywać. ;) A Ria jak się boi, to ucieka. Zawsze jest jednak droga powrotna, ale czy Ria będzie chciała skorzystać z tej opcji? ;*
UsuńJeszcze nigdy nie widziałam tak perfekcyjnie napisanego rozdziału :O masz niesamowity talent do pisania <3 przeczuwałam, że Ria wyjedzie do Mediolanu. Ale ta przerwa w ich związku była chyba nieunikniona. Tylko boli mnie to, że nie powiedziała Gerardowi o swoich planach. Czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńPytanie jest jedno: czy będzie to tylko przerwa, czy może koniec?
UsuńJejku, bardzo mi miło, że aż tak podoba Ci się ten rozdział. :D Dziękuję ;*
Licze na to, że tylko przerwa, ale oczywiście nie mam na to wpływu :)
UsuńPozostaje mi czekać na następny rozdział :* życzę weny <3
wiedzialam ze nie moze byc wiecznie kolorowo :)
OdpowiedzUsuńCoś się musi dziać ;)
UsuńWiedziałam, że poleci. Nie mogło być inaczej. Ale zrobiłaś z Geriego pijusa! Jak mogłaś? xd
OdpowiedzUsuńA i uwielbiam tu Mel i Marca <3 Kochani!
Czekam na kolejny rozdział ;*
Rozgryzłaś mnie, więc dobrze, że już kończę. :p Oj, wybacz. Wszystko na potrzeby tego, by zrozumieć główną bohaterkę. ;*
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię zaprosić na mojego bloga z opowiadaniami. Będą to krótkie nowele. Moje pierwsze opowiadanie jest o tematyce lekarskiej, dotyczy świata doktorów. Oddany lekarz z pasją leczy i operuje chore dzieci.
www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com
Fragmenty:
"Nic nie mogliśmy już zrobić. Nikt z nas się nie odzywał. W oczach lekarzy malowała się przygnębiająca pustka. Widziałem, jak po zaskoczonej twarzy Henryka spływał pot. Paweł spuścił głowę i ukrył ją w dłoniach. Jedna pielęgniarka, najbardziej wrażliwa, zaniosła się spazmatycznym szlochem. Byłem na tę śmierć zupełnie nieprzygotowany. Drżącymi dłońmi zdjąłem maseczkę z twarzy i wyrzuciłem ją do kosza. Wewnętrznie cały się trząsłem, choć nie dawałem tego po sobie poznać."
„Zagryzłem wargi, wsiadłem na przednie siedzenie i odjechałem z piskiem opon. W czasie drogi słuchałem ciągłego dźwięku dzwoniącej komórki, przypominającego uciążliwe tykanie zegara. Pewnie znowu ktoś chce mnie nastraszyć. Jechałem z dużą prędkością, jakbym w ten sposób chciał uciec od problemów. Jakby ta podróż miała pomóc mi w zapomnieniu o przeciwnościach losu.”
Zapraszam i pozdrawiam :)
OPOWIESCI-SOVBEDLLY.BLOGSPOT.COM
Czekam na kolejny :) zapraszam do siebie :) http://u-twego-boku.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń