czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział XIX:

It's gonna take a miracle to bring me back. I guess that's what I get for wishful thinking. Should've never let you enter my door.[1]

         O, nie. Tego było już zbyt wiele. Skoro tak miało wyglądać nasze wspólne życie, to ja miałam tego kategorycznie dosyć. Nie mogłam pozwolić sobie na to, by znów obawiać się o każdy kolejny dzień. Już kiedyś tak żyłam i jak to się skończyło? No właśnie – nijak. Uciekłam. Zawsze tak robiłam, kiedy coś mnie przerastało. Czym ja zawiniłam scenarzystom mojego nędznego żywota, że coraz to dokładali mi nowych zmartwień, problemów? A miało być już tak pięknie. Z Piqué miało być inaczej, lepiej. Przy nim miałam się w końcu odnaleźć, zasmakować szczęścia, miłości. Nie chciałam więcej smutków. Nie chciałam, by znowu zaczęły mnie męczyć wspomnienia. Niestety nie udało się. Demony przeszłości znowu zaczęły się ze mną droczyć.
– Teraz to już przegiąłeś, Gerard – zdenerwowałam się.
– O co ci chodzi? – mruczał – Byłem po prostu na piwku z kumplami i tyle – wzruszył ramionami.
– Na piwku z kumplami? To chyba wpadłeś do beczki z wódką po drodze, bo tak śmierdzisz alkoholem! Nie wmówisz mi, że wypiłeś dwa czy trzy piwa! Nie jestem ślepa! – krzyczałam.
– Musisz się tak wydzierać? Łeb mi pęka.
– I bardzo dobrze. – zaśmiałam się – Wiesz co, trzeba było pić częściej, może byłbyś odporniejszy. Co drugi dzień to chyba trochę za mało.
– Nie przesadzaj. Piliśmy za twoje zdrowie – próbował mnie przytulić, ale mu się wyrwałam.
– Dzięki za troskę. Możesz zaprosić kolegów na noc, bo na pewno nie spędzisz jej ze mną. Wychodzę – oświadczyłam, po czym złapałam torebkę i opuściłam posesję.
– Ria! – słyszałam jego wołanie, ale się nie odwróciłam. Nie potrafiłam. Nie mogłam tam zostać. Nie byłam w stanie znowu patrzeć na to, jak bardzo bliska mi osoba piła. Może w przypadku piłkarza nie było to jeszcze uzależnienie, może tylko… Ostatnio imprezował coraz częściej. A ja nie potrafiłam tego znieść. Może wyolbrzymiałam, może robiłam z igły widły, ale byłam przewrażliwiona na tym punkcie. Sama nie piłam nigdy więcej niż jedno piwo. Dlaczego? Bo bałam się, że mnie też może to spotkać, że też nie będę potrafiła się oprzeć i zatracę się w nałogu. Nałogu, który znowu zniszczy mi życie.
         Po kilkunastu minutach dotarłam pod dom Bartry. Zadzwoniłam do drzwi i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Zerwał się wiatr i zaczęłam pocierać zmarznięte ramiona. Jak na lipiec pogoda nie sprzyjała. Po chwili w progu ujrzałam wysokiego bruneta.
– Jest Melissa? – spytałam niepewnie.
– Tak. Wchodź. – zaprosił mnie do środka – Zaraz zejdzie. Usypia małego. Obudził się niedawno. – uśmiechnął się lekko – Napijesz się czegoś?
– Wody. – rzuciłam wyprana z uczuć – Dzięki – wypiłam zawartość całej szklanki naraz.
– Coś się stało? Pokłóciliście się, tak? – pokiwałam głową, a on westchnął – Znowu wrócił na bani?
– Ja tak dłużej nie potrafię – rozpłakałam się. Chłopak mnie przytulił i wtedy właśnie zeszła na dół jego partnerka. Popatrzyła na nas zdziwiona.
– Znowu był na „imprezce” – wysyczał piłkarz.
– Marc, zostawisz nas? – poprosiła – Ria, kochanie, nie płacz – pogłaskała mnie uspokajająco po głowie, a ja się w nią wtuliłam jak małe dziecko.
– Ja już nie mogę tak dłużej. Ja nie daję już rady, Mel. Boję się. Boję się o niego. Boję się, że znowu będę cierpiała – wychlipiałam.
– Powiedziałaś mu, że nie lubisz, kiedy pije?
– Tak. I to wielokrotnie. Prosiłam go, żeby nie pił tak często, ale do niego nic nie dociera. Mówi, żebym się nie martwiła, że to tylko piwo z kumplami albo imprezki.
– Może naprawdę tak jest?
– Może. Nie wiem. – pokręciłam głową i otarłam łzy – Ja już nic nie wiem, Melissa. Może jestem jakaś przewrażliwiona. Ale nie zmienię tego. Nie potrafię. Życie już mnie tyle razy skopało, że boję się kolejnego ciosu. Już bym tego chyba nie zniosła…
– Kochanie, – objęła mnie mocno – chodź, zostaniesz dzisiaj u nas. Prześpisz się z tym i rano podejmiesz decyzję, co dalej. Może być?
– Chyba masz rację. A Marc nie będzie miał nic przeciwko, że tu zostanę?
– Marc nie będzie miał nic przeciwko. – zaśmiał się stojący na schodach Bartra – Właśnie pościelił ci w gościnnym.
– Dziękuję. Jesteście tutaj moimi jedynymi przyjaciółmi – uśmiechnęłam się blado.
         Po zimnym prysznicu, którym miałam nadzieję zmyć choć część moich trosk, położyłam się do łóżka. Kręciłam się, przewracałam z boku na bok, ale nie potrafiłam zasnąć. Cały czas męczyły mnie przeróżne myśli. Nie wiedziałam, co teraz będzie. Co będzie ze mną? Z Gerardem? Z nami? Czy było jeszcze, co ratować? Czy był sens ciągle się kłócić o jedno i to samo? Może lepiej po prostu się rozstać? Odpocząć od siebie? Przynajmniej przez jakiś czas? Może to pozwoliłoby na zatęsknienie za sobą? Zrozumielibyśmy, jak wiele dla siebie znaczyliśmy? Albo okazałoby się, że to jedna wielka pomyłka i niepotrzebnie pakowaliśmy się w poważny związek? Zbyt wiele pytań i żadnej odpowiedzi. Co teraz robił mój chłopak? Spał? Oglądał telewizję? Grał na konsoli? A może pił? Nie, stop! Nie mogłam tak myśleć. Nie mogłam od razu spisywać go na straty. Nie mogłam zakładać, że on był taki sam jak… Jak ten człowiek, który już nie żył. Przynajmniej dla mnie. Gerard taki nie był. Zdecydowanie. O to mogłam być spokojna – że nie stanie się taki jak…on. Piqué się mną przejmował, zależało mu – chociaż troszkę. I to właśnie ich od siebie odróżniało. Ale czy będę potrafiła żyć, patrząc na ukochanego mężczyznę, który spożywa alkohol w dużych ilościach? Czy będę mu potrafiła kiedyś zaufać w stu procentach? Kochałam go, ale przecież nie byłam mu nawet w stanie jeszcze opowiedzieć o mojej przeszłości. Jak więc zacząć przyszłość, skoro drzwi od przeszłości są zbyt ciężkie, by je zamknąć? A duma zbyt wielka, by poprosić ukochaną osobę o pomoc?

***

         Rano zasiedliśmy razem do śniadania. Melissa zrobiła naleśniki. Marc zajadał aż mu się uszy trzęsły. No w sumie ja też.
– I co teraz będzie? Zdecydowałaś już? – zapytała pani domu.
– Wyjedziesz do Madrytu? – spojrzał na mnie podejrzliwie defensor.
– Nie. Do Madrytu nie. No coś ty. – zdziwił się – Gdyby Sergio zobaczył mnie w takim stanie, to mogę się założyć, że od jutra byłbyś najlepszym stoperem w FC Barcelonie. – pokręciłam głową – On by mu tego nie przepuścił. Zabiłby go.
– Ramos? – uniosła brwi do góry Hiszpanka.
– Tak.
– No, nerwowy to on jest – przyznał Bartra.
– Co w takim razie masz zamiar zrobić?
– Na którą macie trening? – zwróciłam się do piłkarza.
– Na jedenastą.
– Więc po jedenastej pojadę do domu, spakuję się i pojadę na lotnisko.
– Przyjmiesz ofertę z „La Gazzetta dello Sport” – stwierdziła, gdy usiadła przy stole.
– To chyba najlepsze wyjście. Ja muszę sobie wiele rzeczy przemyśleć. On też powinien się nad paroma zastanowić. – gmerałam w śniadaniu – Tylko, Marc, proszę, nie mów mu na razie o niczym, okay? Nie chcę, żeby mnie złapał przed wylotem.
– A co potem?
– Na pewno się w końcu domyśli, dokąd się wybrałam. Ale całego Mediolanu nie sprawdzi. A już na pewno nie dotrze tam, gdzie będę mieszkać – powiedziałam tajemniczo.
– To gdzie ty się zatrzymasz? – ściągnął brwi wychowanek La Masíi – Masz już coś załatwione, że tak mówisz?
– Tak. Godzinę temu rozmawiałam ze starym przyjacielem. Powiedział, że mogę u niego zamieszkać. Niedawno przeprowadził się do Mediolanu i mieszka sam. Jego żona jeszcze musi dopełnić kontrakt w poprzedniej pracy, więc przyjedzie dopiero za dwa miesiące. A córka zostaje w Londynie.
– To u kogo ty będziesz mieszkać? – ciekawiła się dziewczyna.
– U nowego trenera A.C. Milanu.

***

         Stanęłam na hali odlotów i rozejrzałam się dookoła. Wszyscy się uśmiechali. Chyba ja jedyna byłam smutna. Wsiadłam do taksówki i pojechałam do siedziby „La Gazzetta dello Sport”. Weszłam do sporego budynku, porozmawiałam z mężczyzną, który do mnie dzwonił oraz podpisałam umowę. Na moje życzenie znalazł się w niej zapis, że w każdej chwili mogę zrezygnować z pracy i nie będzie mnie obowiązywał okres wypowiedzenia. Będę jedynie musiała zapłacić karę w wysokości tygodniówki. Złożyłam podpis oraz udałam się do mojego tymczasowego lokum. Niepewnie zapukałam do drzwi. Otworzył mi uśmiechnięty od ucha do ucha Portugalczyk. Porwał mnie radośnie w ramiona. Cieszył się jak głupek.
– Oj, José, José. Nic a nic się nie zmieniłeś.
– Tak samo jak ty. – posmutniał – Znowu uciekasz przed problemami zamiast je rozwiązywać. – otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale mnie uprzedził – Dobrze chociaż, że chowasz się u tych, którzy się o ciebie troszczą. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? – pokiwałam głową – No, a teraz musisz mi wszystko opowiedzieć. – zasiedliśmy na wielkiej sofie – Co takiego się stało, że nie chciałaś się pokazać na oczy Sergio? Piqué coś nabroił, tak? Niech no ja go tylko dorwę! – zacisnął pięści i krzyknął.
– Mou… – wtuliłam się w niego – Boję się, że to wszystko się powtórzy – szlochałam. Przed nim nie musiałam niczego ukrywać. Trener o wszystkim świetnie wiedział. Znał moją przeszłość jak mało kto. Niegdyś zwierzyłam mu się z mojego dzieciństwa, powiedziałam, dlaczego zdecydowałam się na wyjazd z Aragonii. Zaś przy sprawie z Alejandro… Cóż, on po prostu wtedy przy mnie był. Pilnował mnie w ciągu dnia na zmianę z Ikerem i Karimem, a w nocy zastępował ich Sergio. Troszczyli się o mnie, dbali. Próbowali podtrzymywać na duchu. Tłumaczyli, że miałam dla kogo żyć, że przecież nie wszystko jeszcze skończone, że miałam przed sobą całe życie. Tylko dzięki nim nie wylądowałam na zamkniętym oddziale w szpitalu psychiatrycznym. Tylko dzięki nim nie skończyłam wtedy ze sobą…







[1] Rihanna ft. Justin Timberlake „Rehab”
[To będzie cud, bym do siebie doszła. To jest chyba to, co dostaję za łatwowierne myślenie. Nie powinnam ci nigdy pozwolić na przekroczenie progu moich drzwi.]

16 komentarzy:

  1. Kurde, genialne to mało powiedziane, tylko... Dlaczego ta kłótnia? :/ Nie mogłaś wytrzymać czy co? ;D ahh...
    No nic, czekam na następny, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest mi smutno, bardzo.. Tak się dziś cieszylam na tym rozdział, ale wiesz co? Zmieniam zdanie! Wcale się nie cieszę..
    Narobiło się i to porządnie! Tylko dlaczego Ria znów uciekła przed problemami? Chyba ma to we krwi! Ach.. Ciekawi mnie kim jest ten "on" i mam nadzieję, że w następnym rozdziale to wyjaśnisz, bo jak nie to będę musiała się domyślać, a tego nie lubię. ;D
    Kończę moje wywody. Życzę weny i do następnego słońce! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, Słońce - niczego nie będę przed Wami ukrywać. ;) A Ria jak się boi, to ucieka. Zawsze jest jednak droga powrotna, ale czy Ria będzie chciała skorzystać z tej opcji? ;*

      Usuń
  3. Jeszcze nigdy nie widziałam tak perfekcyjnie napisanego rozdziału :O masz niesamowity talent do pisania <3 przeczuwałam, że Ria wyjedzie do Mediolanu. Ale ta przerwa w ich związku była chyba nieunikniona. Tylko boli mnie to, że nie powiedziała Gerardowi o swoich planach. Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie jest jedno: czy będzie to tylko przerwa, czy może koniec?
      Jejku, bardzo mi miło, że aż tak podoba Ci się ten rozdział. :D Dziękuję ;*

      Usuń
    2. Licze na to, że tylko przerwa, ale oczywiście nie mam na to wpływu :)
      Pozostaje mi czekać na następny rozdział :* życzę weny <3

      Usuń
  4. wiedzialam ze nie moze byc wiecznie kolorowo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam, że poleci. Nie mogło być inaczej. Ale zrobiłaś z Geriego pijusa! Jak mogłaś? xd
    A i uwielbiam tu Mel i Marca <3 Kochani!
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozgryzłaś mnie, więc dobrze, że już kończę. :p Oj, wybacz. Wszystko na potrzeby tego, by zrozumieć główną bohaterkę. ;*

      Usuń
  6. Witaj,
    Chciałabym Cię zaprosić na mojego bloga z opowiadaniami. Będą to krótkie nowele. Moje pierwsze opowiadanie jest o tematyce lekarskiej, dotyczy świata doktorów. Oddany lekarz z pasją leczy i operuje chore dzieci.
    www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com

    Fragmenty:
    "Nic nie mogliśmy już zrobić. Nikt z nas się nie odzywał. W oczach lekarzy malowała się przygnębiająca pustka. Widziałem, jak po zaskoczonej twarzy Henryka spływał pot. Paweł spuścił głowę i ukrył ją w dłoniach. Jedna pielęgniarka, najbardziej wrażliwa, zaniosła się spazmatycznym szlochem. Byłem na tę śmierć zupełnie nieprzygotowany. Drżącymi dłońmi zdjąłem maseczkę z twarzy i wyrzuciłem ją do kosza. Wewnętrznie cały się trząsłem, choć nie dawałem tego po sobie poznać."

    „Zagryzłem wargi, wsiadłem na przednie siedzenie i odjechałem z piskiem opon. W czasie drogi słuchałem ciągłego dźwięku dzwoniącej komórki, przypominającego uciążliwe tykanie zegara. Pewnie znowu ktoś chce mnie nastraszyć. Jechałem z dużą prędkością, jakbym w ten sposób chciał uciec od problemów. Jakby ta podróż miała pomóc mi w zapomnieniu o przeciwnościach losu.”

    Zapraszam i pozdrawiam :)
    OPOWIESCI-SOVBEDLLY.BLOGSPOT.COM

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na kolejny :) zapraszam do siebie :) http://u-twego-boku.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń