czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział V:

Entrégate, vamos a ganar  porque esta noche todos queremos celebrar.[1]

         Dziesiątego lipca o godzinie 21:00 na Stade de France miał się odbyć finał imprezy zwanej EURO2016. Wszędzie widać było zdenerwowanie. Sztab szkoleniowy del Bosque od rana latał po hotelu w tę i z powrotem. Piłkarze wyciszali się, a dziennikarze wprost wariowali. Nawet ja odczuwałam lekki stres. W końcu w finale miały się zmierzyć reprezentacja Hiszpanii – obrońcy tytułu – oraz obecni Mistrzowie Świata czyli Niemcy. Mnie przypadł ten zaszczyt relacji na żywo tuż po końcowym gwizdku. To ja miałam ogłosić oficjalnie całej Hiszpanii wynik. Miałam zrobić dokładnie to samo co cztery lata temu w Kijowie. Natomiast po powrocie do hotelu miałam jeszcze nagrać wypowiedzi zawodników oraz selekcjonera. Zapowiadała się długa noc.
         Mecz oglądałam w strefie mieszanej. Całą grupą dziennikarzy z Europy Zachodniej siedzieliśmy i wspólnie przyglądaliśmy się widowisku. Świetny, wyrównany mecz, przyjemny dla oka. Jednak w okolicach 80. minuty zarówno na boisku, jak i na trybunach zrobiło się nerwowo. Powód był jeden – 0:0 widniejące na ogromnej tablicy. Piłkarze byli już zmęczeni, ale nie mogli nawet na sekundę odpuścić, bo wiązałoby się to z ogromnym ryzkiem i możliwością pożegnania się z pucharem. Nie chcieli też dopuścić do dogrywki. Jednak wszystko na to właśnie wskazywało.
Nagle w 89. minucie spotkania Jordi Alba otrzymał wymierzoną piłkę od Casillasa, wyrwał się spod krycia i ruszył lewym korytarzem. Kiedy był już na wysokości dwudziestego metra, z impetem wpadł na niego rozpędzony Boateng. Sędzia przerwał grę. Przed oczami Niemca pojawił się żółty kartonik, a już kilka sekund później z lewej strony boiska ustawiana była piłka. Do rzutu wolnego podeszli Fernando Torres i Álvaro Morata, ale to El Niño wykonał stały fragment gry. Podkręcił piłkę, która wpadła wprost na głowę stojącego w polu karnym Piqué. Sekunda ciszy na stadionie i… okrzyki radości!!! Cała drużyna rzuciła się na zdobywcę gola. Sztab szkoleniowy i ławka rezerwowych też szaleli. O kibicach nawet nie wspomnę. Czerwone sektory natychmiast zrobiły meksykańską falę. Rozległo się najgłośniejsze na świecie „Ole! Ole!”. Nawet ja wpadłam w ramiona kamerzyście i razem podskakiwaliśmy. Zrobiliśmy sobie z Paco selfie, które momentalnie powędrowało na nasze portale społecznościowe. Jeszcze zanim zdążyłam wyłączyć stronę, miałam już mnóstwo komentarzy i polubień. Zaraz rozległ się gwizdek głównego arbitra ogłaszający, że w tym właśnie momencie Mistrzostwa Europy 2016 we Francji przeszły do historii. No to teraz moja kolej. Szybciutko poprawiłam czerwony trykot i stanęłam przed kamerą. Ok, idziemy na żywo. Trzy, dwa, jeden…
– Proszę państwa, jesteśmy właśnie na Stade de France, gdzie właśnie przed chwilą do historii przeszło EURO2016. Jestem wielce zaszczycona i wzruszona, że po czterech latach znowu mogę się z państwem podzielić dobrą nowiną, albowiem… OBRONILIŚMY TYTUŁ!!! Było nerwowo, ale dzięki tym stu dziewięćdziesięciu dwóm centymetrom naszego narodowego szczęścia, które wpakowało piłkę do siatki po jakże udanym dośrodkowaniu Torresa, udało się! Jesteśmy Mistrzami Europy! Niezwyciężona La Furia Roja! Niech żyje czerwień! Niech żyje reprezentacja! Niech żyje cała Hiszpania! Niech żyje piłka nożna! Niech żyją piłkarze! Niech żyją kibice! I teraz wszyscy poczujmy, że żyjemy! Kocham cię Hiszpanio!!! – śmiałam się – A teraz śmiało otwierajcie te szampany, które chłodzą się w lodówkach i oglądajcie dekorację naszych chłopców. Życzę miłej nocy wszystkim. I mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce w podobnych okolicznościach. Ze Stade de Frace mówiła najszczęśliwsza dziennikarka świata, Ria Blanca Murillo Saldaña – posłałam buziaka do kamery i odwróciłam się w kierunku murawy, ukazując żółty napis na koszulce. Całe moje ciało cieszyło się z tej wygranej. Dla nas, Hiszpanów, piłka nożna to coś więcej niż tylko sport narodowy. La Furia Roja to nasza narodowa duma. To jest jedyny czynnik łączący wszystkie wspólnoty autonomiczne. Jedność ponad podziałami. Czerwony trykot to świętość, mecze to obowiązek, a piłka nożna to życie.
         W Suite Novotel Paris Saint Denis Stade było spokojnie. Ale to miało się za chwilę zmienić. Mieli tu wrócić przeszczęśliwi Hiszpanie, którzy mogli już dopisać kolejny punkt w swoim i tak bogatym CV. Nie poszłam do pokoju. Usiadłam w recepcji i poczekałam na drużynę. Chciałam im osobiście pogratulować. Usłyszałam nadjeżdżający autobus i nim się obejrzałam, utonęłam w objęciach Ramosa.
– Wygraliśmy to, rozumiesz?! Do cholery, Ria, jesteśmy Mistrzami Europy! – wydzierał się.
– Wiem, Sergio, wiem. – zaśmiałam się – Gratuluję wam wszystkim. Odwaliliście kawał dobrej roboty. Cała Hiszpania jest wam wdzięczna. Jesteście naszą dumą narodową – ucałowałam blondyna w policzek.
– Widzisz, znowu jesteś na meczu finałowym w mojej koszulce i znowu wygrywamy. Ty nam po prostu przynosisz szczęście! – wziął mnie na ręce i zaczął podrzucać. Po chwili do tej „zabawy” przyłączyli się pozostali piłkarze. Fetowanie trwało do 2:00 nad ranem, ale to tylko dlatego, że o 9:30 piłkarze mieli samolot do Madrytu. Ja sama miałam o 8:45, co oznaczało pobudkę w okolicach 7:00. Na tę też godzinę zamówiłam sobie w recepcji pobudkę. Jak powszechnie wiadomo, nie uznawałam budzików i wolałam zdać się na odpowiedzialne osoby z obsługi. Jeszcze w środku nocy skleiłam filmiki, które nagrałam i razem z tekstem wysłałam do szefa. W końcu wykończona padłam na łóżko i zasnęłam.
         Pobudka przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Obudziły mnie… pocałunki składane na mojej szyi! Zerwałam się na równe nogi i wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. Mogłam się tego spodziewać… Chociaż nie. Jak można było przewidzieć, że obudzę się w ramionach bohatera wczorajszego dnia? Winny tego całego zamieszania leżał sobie wygodnie i śmiał się. Popatrzył na mnie, pociągnął moją dłoń i powiedział:
– Wracaj do łóżka. Jest dopiero szósta rano – niepewnie zajęłam miejsce obok niego.
– Ale poczekaj… Co ty tu w ogóle robisz?
– Zamawiałaś przecież pobudkę – dziwił się.
– Tak. W recepcji, a nie u ciebie.
– Widzisz, i tutaj właśnie jest błąd, bo gdybyś przyszła z tym od razu do mnie, to ja bym ci w ogóle zasnąć nie dał – położył dłoń na moim udzie, ale szybko ją zepchnęłam.
– Jak się tu dostałeś? – puściłam jego uwagę mimo uszu.
– Powiedziałem temu całemu chłopaczynie, że jesteś moją dziewczyną i sam chcę zadbać, żebyś nie zaspała. – uśmiechnął się uroczo – Na początku nie chciał się zgodzić, ale zagroziłem mu, że pójdę na skargę do jego szefa. Podziałało.
– Jak mogłeś straszyć tak chłopaka? Jesteś okropny – zarzuciłam mu.
– Eh, a ja myślałem, że może doczekam się jakiegoś podziękowania, buziaka czy coś. – poruszył zabawnie brwiami – Ale ty niewdzięczna jesteś. – westchnął – Twój chłopak musi mieć z tobą krzyż pański. No chyba, że nie masz chłopaka? – przyjrzał mi się uważnie.
– O, proszę. Cóż za refleks. Najpierw próbujesz mnie zaciągnąć do łóżka, potem sam mi się do niego pakujesz, aż w końcu przychodzi ci do głowy pomysł, że przecież mogę mieć chłopaka. – teatralnie przewróciłam oczami – Panie i panowie, oto najinteligentniejszy piłkarz świata, Gerard Piqué Bernabeu – zaczęłam klaskać, ale blondyn złapał mnie za nadgarstki, zawisł nade mną i przygwoździł do łóżka.
– Nie śmiej się ze mnie, bo pożałujesz.
– Czyżby? – uniosłam brwi, a on tylko zaśmiał się perliście i położył się na mnie, wtulając się przy tym w moją szyję – Gerard? – odpowiedziało mi jedynie ciche mruknięcie – Czy mógłbyś ze mnie zejść? – pokręcił przecząco głową – Gerard, do cholery, ja się muszę ubrać. O 8:45 mam samolot.
– Przecież jesteś ubrana. Niestety – podniósł głowę i popatrzył mi prosto w oczy.
– Ok, no to w takim razie muszę się PRZEBRAĆ. Wiesz co to znaczy, prawda? – powiedziałam jak do malutkiego dziecka.
– Wiem. – w jego oczach pojawiły się małe iskierki – To oznacza, że najpierw musisz się rozebrać. To ja ci pomogę.
– Co? W czym?
– No… w rozebraniu cię – uśmiechnął się cwano i szybko ściągnął mi koszulkę. Całe szczęście, że zawsze spałam jeszcze w sportowym staniku. Byłam zaskoczona jego zachowaniem. Pochylił się i lekko musnął moje wargi. Chciał ponowić czynność, ale odepchnęłam go, chwyciłam ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, nabalsamowałam się, związałam włosy w koczka, zrobiłam lekki makijaż, by ukryć fakt nieprzespanej nocy i założyłam czarne dresowe spodnie z Adidasa, krótką koszulkę z napisem „One girl thousand feelings” oraz czarne trampki Adidas z kolorową podeszwą. Opuściłam pomieszczenie i skierowałam się ponownie ku sypialni. Na łożu nadal leżał hiszpański stoper i bawił się… Chwila… Bawił się MOIM telefonem!
– Oddawaj to! – rzuciłam się na niego, ale w porę zdążył uciec z legowiska.
– Nie ma mowy! – zaśmiał się – Na pewno masz tu jakieś fajne zdjęcia.
– Może mam, może nie mam. Ja nie żartuję, Gerard, oddaj mi ten telefon! – wściekałam się.
– Sama go sobie weź – uniósł rękę do góry. No pięknie, teraz to już nie miałam żadnych szans.
– Geri, no… – zatrzepotałam rzęsami.
– Wiesz… – opuścił rękę i jakby się nad czymś zastanawiał – A jednak nie – schował telefon do przedniej kieszeni spodni.
– Gerard! – wydarłam się.
– Nie krzycz tak, bo jeszcze pomyślą, że masz orgazm. – zaśmiał się – A co do telefonu… Tak jak mówiłem, sama sobie weź – rozłożył ręce. Popatrzyłam na niego spod byka i ruszyłam w jego stronę. Staliśmy tak naprzeciwko siebie, tuż przy kanapie i nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Czułam, że zaraz utonę w tych jego pięknych, błękitnych, hiszpańskich oczach. Uśmiechnęłam się słodko i włożyłam rękę do jego kieszeni. Na jego twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Zaczął się poruszać, żeby utrudnić mi wyciągnięcie telefonu, i nie powiem, wychodziło mu to perfekcyjnie.
– O, tak, kochanie, trochę bardziej w moje prawo – zaśmiałam się i pacnęłam go drugą ręką w głowę. W końcu osiągnęłam swój cel i odzyskałam moją ukochaną komórkę. Sprawdzałam, czy ten idiota niczego nie popsuł, kiedy poczułam dłonie na pośladkach i momentalnie runęłam na kolana piłkarza. Przysunął mnie do siebie bardzo blisko i trzymał mocno, żebym nie uciekła. Zaczął całować moją szyję. Podobało mi się to. Przymknęłam oczy i poddałam się tej formie rozkoszy. Tak dawno nie czułam czyjegoś dotyku. Cholernie mi tego brakowało. Nagle ocknęłam się. Nie mogłam pozwolić, by do czegoś doszło.
– Gerard… – szepnęłam.
– Spokojnie, nie zrobię niczego, czego byś nie chciała – spojrzał mi w oczy, chwycił za podbródek i pocałował. Smakował tak cudownie.
– Przepraszam, nie mogę. – odsunęłam się i zeszłam z jego kolan – Ja… Ja muszę już jechać na lotnisko. Tak, właśnie. O, i muszę jeszcze zadzwonić po przyjaciela. – szybko wybrałam numer Karima i poprosiłam, by po mnie przyjechał i odwiózł mnie na lotnisko. No co? Sam to zaproponował przy naszym ostatnim spotkaniu – Benzema tu zaraz będzie. Możesz już iść do siebie. Dziękuję za pobudkę – podeszłam do walizek.
– Benzema? – na jego czoło wstąpiły małe zmarszczki – A ten tu czego?
– Odwiezie mnie na lotnisko.
– Ja też mógłbym to zrobić.
– Nie wydaje mi się. – otworzyłam przed nim drzwi – Cześć.








[1] Nicky Jam „Un Sueño”
[Poddaj się. To my wygramy, bo wszyscy chcemy dziś świętować.]

czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział IV:

We’ve all been played, we all get hurt. Just take that pain and let that mother fucker burn.[1]

         Po wygranym meczu reprezentacji Hiszpanii i ekspresowym wywiadzie z wysłanymi na ściankę piłkarzami obu drużyn, biegiem wróciłam do mojego miejsca zakwaterowania. Chciałam zdążyć przed graczami del Bosque. Po wyniku 4:0 przeciwko Holandii spodziewałam się niezłej imprezki w hotelu. Moje obawy niestety potwierdziły się, kiedy w holu usłyszałam głośne krzyki i muzykę. Szybko doprowadziłam się w łazience do porządku, zaplotłam włosy w warkocza i założyłam białą koszulkę z definicją kalorii, do której dobrałam króciutkie, dresowe shorty.

Położyłam się do łóżka, ale nie było mi dane zasnąć. Najpierw „stado dzikich koni” przebiegło koło mojego pokoju, a chwilę później ktoś zapukał do drzwi. Wstałam i je otworzyłam. Zostałam szybko wepchnięta w głąb pomieszczenia. Przycisnął mnie do ściany, układając swoje dłonie po bokach mojej głowy i perfidnie się uśmiechał.
– Co ty tu robisz? – zapytałam ze strachem w oczach.
– Jak to co? Przyszedłem do ciebie, kochanie.
– Czego chcesz? – warknęłam, próbując go od siebie odsunąć, ale nic z tego. Czuć było od niego woń alkoholu.
– Wygraliśmy, świetnie się spisywałem w obronie, a na dodatek strzeliłem gola. Nie uważasz, że należy mi się jakaś nagroda? – wyszeptał wprost do mojego ucha, zmysłowo je przygryzając. Coś mnie ścisnęło w podbrzuszu. Czułam się, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Co się ze mną działo?
– Idź to trenera, może da ci podwyżkę? – zaśmiałam się, a on zmusił mnie, bym popatrzyła w jego oczy.
– Mmm, wolę ciebie, ślicznotko. – przejechał wierzchem dłoni po moim nagim udzie, na którym od razu pojawiła się gęsia skórka – Dawno już się dobrze nie bawiłem…
– Odpuść sobie, Piqué. – wykorzystałam chwilę jego nieuwagi i wyrwałam się z objęć Hiszpana – Oboje jesteśmy w pracy. I niech tak zostanie – popatrzyłam na niego znacząco, otwierając przed nim drzwi na korytarz.
– Zapamiętaj sobie jedno, kochanie. Jeśli na czymś mi zależy, nigdy się nie poddaję – i wyszedł. Ja z kolei szybko rzuciłam się na łóżko. Nie mogłam zasnąć, toteż położyłam się na plecach i utkwiłam wzrok w suficie.
It hurts, but I never show this pain, you’ll never know.
If only you could see just how lonely and how cold
And frostbit I’ve become, my back’s against the wall,
When push come to shove, I just stand up and scream “Fuck ‘em all”.
I'm alive again.
More alive than I have been in my whole entire life.
Been in hell and back, I can show you vouchers…[2]
         I nagle przed moimi oczami pojawia się pewna scena. Leżę w ciemnym pokoju. Zasłony zasunięte, rolety opuszczone. Głucha cisza rozchodzi się echem po pustym mieszkaniu. Mój nieobecny wzrok – utkwiony w poduszce. Zero emocji. Pochłonięta w melancholijnym nastroju wsłuchuję się w odgłosy oddawane przez poruszające się na tarczy zegara wskazówki. Wtem odzywa się dzwonek do drzwi. Nadal leżę bez ruchu. Jednak ktoś nie ustępuje i nadal dobija się do mieszkania. Z wielkim problemem staję na nogi. Jestem cała obolała. Siniaki za żebrach nie dają spać mi ani poruszać się w normalnym tempie. Z kolei ból w podbrzuszu jest nadal przeszywający. W końcu docieram pod drzwi i niechętnie je otwieram. Moim oczom ukazuje się mój największy koszmar. Alejandro. Chce porozmawiać. Przeprasza za swoje zachowanie. Patrzę na niego jak jakaś obłąkana kobieta. Nie okazuję żadnych uczuć. Po tym piekle, które mi zgotował, nie potrafię zdobyć się na…nic. W końcu wykrztuszam z siebie kilka wersów, które przychodzą mi na myśl.
It's a little too late to say that you're sorry now.
You kicked me when I was down.
Fuck what you say, just don't hurt me.
And I don't need you, don't want to see you.
You get no love.
You show me nothing but hate,
You ran me into the ground
But what comes around goes around.
I don't need you.
That's right, and I don't need you, don't want to see you.[3]
Zatrzaskuję mu drzwi przed nosem i wracam do spowitego mrokiem pokoju…
         Szybko ocieram spływającą po policzku łzę. Nie mogę pozwolić demonom wrócić. Nie, nie teraz.
Thought I had it mapped out but I guess I didn't, this fucking black cloud
Still follows me around but it's time to exorcise these demons…[4]

***

         Poranek był bardzo pogodny. Zostałam brutalnie wyciągnięta z krainy snów przez padające wprost na moją twarz promienie słońca. Leniwie się przeciągnęłam, po czym otworzyłam oczy. Odruchowo je zamknęłam, oślepiona nadmiernym natężeniem światła. Odczekałam chwilę i spróbowałam ponownie. Tym razem osiągnęłam sukces. Odrzuciłam na bok kołdrę i podniosłam się z wygodnego legowiska. Podeszłam do niewielkiej szafy, z której wyciągnęłam biały T–shirt z napisem „Chocolate doesn’t ask silly questions. Chocolate uderstands.” i jeansowe shorty. Zaopatrzona w ubrania udałam się do łazienki, gdzie wzięłam kojący zmysły prysznic. Uraczyłam spragnioną nawilżenia skórę mleczkiem do ciała o zapachu marakui i peonii, a następnie wykonałam obowiązkową czynność każdej kobiety, a mianowicie makijaż – lekki, ale zawsze to już coś. Zamiast perfum użyłam mgiełki do ciała o takim samym zapachu co balsam, związałam włosy, założyłam slip–ony i opuściłam pokój.
         W hotelowej restauracji znalazłam się o 13:08. No tak, czyli na śniadanie już za późno. Cóż, zawsze pozostaje obiad, nieprawdaż? Tak się cudownie złożyło, że posiłek spożywali akurat piłkarze. Na mój widok Iker i Sergio od razu poderwali się z miejsc i radośnie do mnie podbiegli. Momentalnie zostałam zakleszczona w podwójnym niedźwiedzim uścisku, jeśli można to było tak nazwać. Mężczyźni przytulali mnie tak mocno, że wprost nie mogłam oddychać! Na całe szczęście ktoś z zebranych odchrząknął i udało mi się wydostać z tego „potrzasku”. Nie dane mi jednak było w spokoju zjeść czy po prostu opuścić pomieszczenie – o, co to to nie. Ramos – ten uparciuch – musiał postawić na swoim – jak zawsze. A więc musiałam usiąść z nimi do stołu i wspólnie zjeść posiłek. Chociaż chyba więcej było tutaj gadania i śmiechów niż konsumpcji, ale kto by się tam tym przejmował?
         Ledwie odłożyłam sztućce na pusty już talerz i poczułam znajome dłonie na ramionach. Wygodnie oparłam się o Sergio i trwaliśmy tak przez pewien czas objęci. Gdyby ktoś nas nie znał, mógłby pomyśleć, że byliśmy parą albo coś nas przynajmniej łączyło. Nic bardziej mylnego. Owszem, hiszpański obrońca był jednym z najważniejszych osób w moim życiu, ale nigdy nie figurował w nim jako partner – był jak brat. A to że nie łączyły nas więzy krwi? Kto by się tam przejmował genetyką? Bo na pewno nie my.
         Chłopcy rozeszli się do swoich pokojów, by nieco odpocząć. Ja korzystając z okazji zamówiłam w barze latte macchiato oraz usiadłam na tarasie, który usytuowany był na tyłach budynku tuż przy wielkim basenie. Usłyszałam dźwięk szklanki stawianej na stoliku. Obróciłam się z zamiarem podziękowania kelnerowi, ale to nie on stał obok. Kawę przyniósł mi prawie dwumetrowy, hiszpański wieżowiec o niesamowitych oczach. Uśmiechnął się uroczo, po czym zajął miejsce naprzeciwko mnie.
– Czego chcesz? – zapytałam od niechcenia popijając przepyszny napój.
– Czy ja muszę czegoś chcieć?
– Mówisz, że przyszedłeś tu bez żadnego powodu? – uniosłam znacząco brew i lekko się zaśmiałam, kręcąc przy tym niedowierzająco głową.
– Powiesz mi w końcu?
– A jednak. – odstawiłam naczynie – Co mam ci powiedzieć?
– Dlaczego jesteś dla mnie taka?
– Taka to znaczy jaka?
– No taka oziębła, niemiła… – wyliczał.
– To nie prawda. To ty cały czas mnie prowokujesz i zachowujesz się nieodpowiednio.
– Nieodpowiednio?
– Tak. Może trudno ci w to uwierzyć, panie „zawsze dostaję to, czego chcę”, ale niektórzy mają pewne zasady. A ja mam powody, by zachowywać się tak, jak to robię. Nie lubię chamskich zagrywek. I lepiej przyjmij to sobie to wiadomości, bo nie mam zamiaru tolerować twoich głupich aluzji, ok? Pozostańmy na stopie zawodowej. Ty piłkarz, ja dziennikarka. Tak będzie najlepiej.
         Nie czekając na jakiekolwiek słowo wypowiedziane przez Katalończyka, szybko wróciłam do pokoju, przejrzałam pocztę, rzuciłam okiem na notatki i zegarek, aż w końcu stwierdziłam, że miałam jeszcze sporo wolnego czasu. Założyłam więc bikini od Agent Provocateur, a na to narzuciłam shorty marki Orlebar Brown i luźną koszulkę, która głosiła moje rzekome uzależnienie od piña colady.
Wsadziłam na głowę okulary przeciwsłoneczne, zakluczyłam pokój i wsiadłam do windy, która zwiozła mnie na sam dół. Pewnym krokiem wyszłam na teren basenu, zdjęłam koszulkę, spodenki i ułożyłam się wygodnie na leżaku. Słońce paliło niemiłosiernie, ale w końcu było lato. Przymknęłam oczy i oddałam się działaniu promieniowania ultrafioletowego z zamysłem pozyskania pięknej opalenizny. O tak, dawno już nie miałam okazji tak błogo wypocząć. Cały czas gdzieś jeździłam, pracowałam, brałam udział w różnych projektach, zdarzyło mi się nawet udzielić wywiadu. Niby wszystko było w porządku, byłam szczęśliwa, ale gdzie w tym wszystkim był relaks, chwila na złapanie oddechu, przysłowiowe naładowanie baterii? Westchnęłam głęboko i delikatny uśmiech wstąpił na moje usta. Niestety ktoś musiał zakłócić tenże spokój. Usłyszałam głośne pluski, które oznaczały, że Hiszpanie postanowili wskoczyć do basenu. Skąd wiedziałam, że to oni? Przecież nikt inny nie mieszkał w tym ślicznym hotelu… Udawałam, że ich zachowanie mnie nie obchodziło i nawet nie raczyłam otworzyć oczu. Nic to nie dało, bowiem kilka chwil po tym na mój leżak uwalił się pewien mokry osobnik, który zaczął perfidnie strzepywać krople wody z włosów wprost na mnie!
– Czyś ty zwariował?! – wydarłam się na blondyna.
– Oj, Ria, przecież i tak mnie kochasz – cmoknął mnie w policzek i przytulił.
– Co nie zmienia faktu, że…
– A widzisz? Czyli mnie kochasz. – zaśmiał się – Słyszeliście chłopaki?! Właśnie sama Ria Blanca Murillo Saldaña przyznała, że mnie kocha! – krzyknął tak głośno, że zapewne usłyszało go co najmniej pół Paryża – Ja też cię kocham, maleńka – uraczył pocałunkiem czubek mojego nosa, po czym zabrał mi okulary, założył je i wygodnie rozłożył się – a raczej rozepchał – na mojej miejscówce.
– Blondasku, czy ty zawsze musisz się tak wszędzie rozpychać?
– Głuptasku, przecież wiesz, że ja się tak zawsze w łóżku rozpycham – zaśmiał się.
– Wiem, ale chciałabym ci przypomnieć, Sergio, że to nie jest łóżko tylko LEŻAK – podkreśliłam ostatnie słowo.
– I tu się śpi, i tam się śpi. – wzruszył ramionami – Jak to mówią, nieważne gdzie, ważne z kim. A ja z tobą lubię. Dobre czasy mi się przypominają – wyszczerzył się.
– Kłótnie z Mou? – zaśmiał się Casillas – Nigdy nie zapomnę tej awantury w czasie okresu przygotowawczego. Czekaj, gdzie to było?
– Ale o którą kłótnię dokładnie ci chodzi, bo były ich chyba miliony… – odezwał się Ramos.
– No wiesz, o tę dotyczącą tego, gdzie Ria miała spać.
– Nie przypominaj – syknęłam.
– Robi się ciekawie, o co chodziło? – włączył się do rozmowy Piqué. Zgromiłam go wzrokiem, ale nie zrobiło to na nim zbytnio wrażenia.
– Cóż, najpierw Ria pokłóciła się z José o to, że nie chciał zgodzić się na to, żeby spała w moim i Ikera pokoju, a potem…
– A potem – przerwał mu bramkarz – sam pan wielmożny Ramos zaczął się drzeć na trenera i cały sztab. I powiedział, że nie wyjdzie na boisko przez najbliższy rok, jeśli Ria nie będzie spała z nim w łóżku. Nie no, niezły był ubaw – zaśmiał się, przybijając piątkę koledze z klubu.
– Dla nas tak, ale Mourinho się nieźle wkurzył. Potem w ogóle był sceptycznie nastawiony do moich wyjazdów z wami.
– Ale koniec końców… – rzucił filozoficznie Sergio.
– Mnie i Mou połączyła niepowtarzalna, wieczna miłość.
– Nom. Ale mnie nie koniecznie o te wspomnienia chodziło – pokiwał głową blondyn.
– To o co? – spytał bramkarz reprezentacji.
– No wiesz. Miłe wspomnienia. – poruszył zabawnie brwiami – Ty spałeś sam, stary, ale ja nie. A noce z panienką Murillo zawsze należą do tych najlepszych.
– Sergio! – skarciłam go.
– No co?
– Zamknij się, bo jeszcze ktoś sobie pomyśli, że my naprawdę ze sobą spaliśmy.
– A nie spaliśmy? – dziwił się.
– Ale nie w takim sensie. Wiesz, o co mi chodzi – westchnęłam.
– Oj, mała, – odezwał się Casillas – przecież wszyscy wiemy, że wy nigdy ze sobą nie uprawialiście seksu.
– Iker!
– Przecież prawdę mówię.  – umilkł na chwilę – No chyba, że nie powiedzieliście o czymś wujkowi Ikerowi? – przyjrzał nam się uważnie.
– Nie. Oprócz tego, że jestem w ciąży z trojaczkami i twój ukochany przyjaciel Sergio niedługo zostanie tatusiem, to nie, nie mamy przed tobą żadnych tajemnic – prychnęłam, zachowując przy tym całkiem poważną minę.
– Ale… Ty tak na serio? – wytrzeszczył oczy.
– O ludzie… Casillas, spójrz na mnie. Czy ja ci wyglądam na kobietę w ciąży? I to z trojaczkami? Chyba aż tak nie przytyłam od ostatniego spotkania?
– Nie no coś ty… – podrapał się po głowie, a jego przyjaciel mocno mnie objął w pasie.
– No wiesz, Ria. A może byśmy się tak postarali o te trojaczki, co? Wieczorami bardzo mi się nudzi w pokoju z tym staruchem – zaczął jeździć palcami po moim nagim, wysportowanym brzuchu. Zauważyłam, że Gerard wpatrywał się w dokładnie w każdy ruch blondyna z wyraźną chęcią mordu w oczach.
– Nawet nie próbujcie tego robić w naszym pokoju!
– No to ja pójdę do panienki Murillo, a ty zostaniesz najwyżej sam. – wzruszył ramionami – No chyba, że chcesz popatrzeć, jak robimy z ciebie wujka.
– E, Sergio. Na Rię to jeszcze bym i popatrzył, ale na ciebie w akcji? – wzdrygnął się – Nie, dziękuję.
– Całe życie z wariatami – jęknęłam.
– To jak, maleńka? – mój leżakowy towarzysz ściągnął okulary i patrzył na mnie tymi roześmianymi oczami – Gotowa, żeby zostać mamusią?
– Nie tak prędko, blondasku. Tradycja nakazuje, że najpierw ma być ślub. Nie zostaniesz tatusiem, dopóki na moim palcu nie zalśni złoty krążek – wyszczerzyłam się, a piłkarze zaczęli się śmiać. Tylko Gerard siedział z kamiennym wyrazem twarzy i jakby się nad czymś zastanawiał. Nie miałam zamiaru się nim w ogóle przejmować, tylko oparłam się na umięśnionym ramieniu mojego przystojnego hiszpańskiego przyjaciela oraz ponownie rozpoczęłam proces opalania, od czasu do czasu dorzucając coś od siebie do rozmowy mężczyzn. Miło było poleżeć i nic nie robić. A na dodatek w tak świetnym towarzystwie.







[1] Ella Eyre „Comeback”
[Wszyscy byliśmy oszukiwani, wszyscy jesteśmy ranieni. Po prostu weź ten ból i pozwól temu skurwysynowi spłonąć.]

[2] Lil Wayne ft. Eminem „Drop the World”
[To boli, ale ja nigdy nie pokazuję tego bólu, nigdy się nie dowiesz.
Jeśli tylko mógłbyś zobaczyć, jak samotna i zimna
I lodowata się stałam, moje plecy na ścianie,
Kiedy nadchodzi mocne popchnięcie, ja po prostu wstaję i krzyczę „Pieprzyć ich wszystkich”.
Znowu jestem żywa.
Bardziej żywa niż byłam przez całe moje dotychczasowe życie.
Byłam w piekle i z powrotem, mogę pokazać ci bilety…]

[3] Eminem ft. Lil Wayne „No love”
[Jest już trochę za późno, żeby powiedzieć, że jest ci przykro.
Kopnąłeś mnie, kiedy leżałam.
Walę to, co mówisz, po prostu mnie nie rań.
I nie potrzebuję cię, nie chcę cię widzieć.
Nie dostajesz miłości.
Nie pokazałeś mi nic oprócz nienawiści,
Powaliłeś mnie na ziemię,
Ale co przychodzi, odchodzi.
Nie potrzebuję cię.
Tak jest, nie potrzebuję cię, nie chcę cię widzieć.]

[4] Eminem „Not afraid”
[Myślałam, że już to rozplanowałam, ale zgaduję, że jednak nie, ta pieprzona czarna chmura
Nadal nade mną krąży, ale to jest czas, by pokonać te demony…]

poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział III:

And if I lost my way you'd carry me home. Take me all the way to heaven, never leave me alone. And it's just like everything matters when you are near.[1]

         Po powrocie do hotelu w recepcji zostałam poinformowana, że pan Vincente del Bosque chciał ze mną porozmawiać. Zdziwiona, kazałam młodemu chłopakowi zadzwonić do pokoju selekcjonera. Poprosił mnie, bym usiadła na kanapie w holu i poczekała kilka minut na trenera. Z westchnięciem opadłam na wygodne siedzisko, odrzuciłam na bok torebkę, założyłam nogę na nogę i spojrzałam na wiszący na ścianie zegar. Wskazywał 23:55. Czyli to musiało być coś naprawdę ważnego. Podniosłam się na widok starszego, siwego mężczyzny.
– Vincente del Bosque. – uścisnął moją dłoń – Dziękuję, że zgodziła się panienka na rozmowę pomimo tak późnej godziny.
– Ria Blanca Murillo Saldaña. – zawsze przedstawiałam się pełnym imieniem i nazwiskiem w sytuacjach raczej oficjalnych – Miło mi. Cóż, ja dopiero wróciłam z pracy, a poza tym jestem przyzwyczajona do ślęczenia po nocach. Taki zawód. – uśmiechnęłam się lekko i pokazałam, by usiadł – A więc, o czym chciał pan rozmawiać?
– Mogę się zwracać do panienki po imieniu? – zapytał, a ja twierdząco pokiwałam głową – Ria, jak pewnie wiesz, jesteś pierwszą dziennikarką, która mieszka w jednym hotelu z moją reprezentacją. I zapewne wiesz też, że sam popierałem ten pomysł.
– No tak, ale nie rozumiem… – przerwał mi.
– Już tłumaczę. Chodzi o to, że bacznie obserwowałem twoją karierę i muszę przyznać, że byłem pod ogromnym wrażeniem. Pobiłaś chyba wszystkie rekordy w tej dziedzinie. – zaśmiał się – Byłaś najmłodszą wysłanniczką. I twoja relacja po zwycięstwie w 2012 roku…
– Och, proszę mi już o tym nie przypominać – zachichotałam.
– Nie będę ukrywał, że jesteś bardzo elokwentną, rzeczową, uzdolnioną i charakterną kobietą. Na dodatek znasz się na sporcie. I właśnie kogoś takiego chciałbym mieć w moim zespole.
– Ale… – pokręciłam głową – Co ma pan na myśli?
– Rzecznik prasowy reprezentacji Hiszpanii. Ja wiem, że musisz to sobie przemyśleć, ale proszę, weź to na poważnie. Myślę, że byłabyś też w stanie pomóc mi zdyscyplinować tych wariatów. Tutaj masz mój prywatny numer. – podał mi maleńką karteczkę z ciągiem cyfr – W razie pytań dzwoń.
– Do kiedy mam czas? – rzuciłam, kiedy już odchodził.
– Aż dojrzejesz do odpowiedzi „tak”. Dobranoc, Ria. Wyśpij się.
– Dziękuję panu. Dobranoc.
         Nie pamiętałam, jak trafiłam do mojego pokoju. Byłam w ciężkim szoku. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się takiej oferty. Zwłaszcza od samego del Bosque. Musiałam się uszczypnąć, żeby upewnić się, że to nie był jakiś głupi sen. Wzięłam ochładzający prysznic, założyłam obcisłe, bawełniane shorty i szarą luźną koszulkę, którą przywiozłam z pobytu w Polsce. Napis na niej głosił: „wredna, wulgarna, pyskata oto cała ja!”. Rzuciłam się na łóżko i w mgnieniu oka zasnęłam. Nie słyszałam nawet odgłosu przychodzącej wiadomości…

***

         Obudziły mnie wcale nie mocne promienie słoneczne wpadające przez wielkie okno, ale głośne pukanie do drzwi. Zerwałam się jak oparzona i z przerażeniem spojrzałam na telefon. Pokazywał na godzinę 13:10. Na ekranie migała też kopertka. Szybko przeczytałam smsa i już wiedziałam, kto stał po drugiej stronie drzwi. Szybko je otworzyłam i zaprosiłam gościa do środka.
– Daj mi dosłownie dziesięć minut! – krzyknęłam i pobiegłam się odświeżyć. Rozczesałam włosy, zrobiłam makijaż i ubrałam bordową luźną mini od Anny Sui. Kilka pryśnięć perfum i byłam gotowa – Karim, przepraszam, ale nie widziałam wiadomości, a jak wiesz, nie uznaję budzików – wyszczerzyłam się.
– Wiem, dlatego nie czekałem na ciebie w recepcji, tylko przyszedłem tutaj. Inaczej mógłbym sobie tam pewnie do 16:00 posiedzieć. To jak? Idziemy? Za rogiem jest fajna restauracja.
– Prowadź. W końcu to ty jesteś z naszej dwójki Francuzem – zaśmiałam się i podążyłam za kolegą.
         Usiedliśmy przy stoliku na zewnątrz, ale w takim spokojnym, osłoniętym miejscu, by nie ściągnąć tłumów paparazzi czy fanów. Piłkarz zamówił sobie kilka dań, a ja zadowoliłam się jakąś zupą i oczywiście kawą. W końcu dopiero co wstałam! Podczas jedzenia troszkę sobie porozmawialiśmy. Opowiedziałam mu o moich podróżach i przygodach. Kręcił niedowierzająco głową i śmiał się.
– Zawsze wiedziałem, że niezła z ciebie wariatka. Ale żeby dzień w dzień łazić za Guardiolą i prosić o wywiad?
– Nie przesadzaj, nudziło mi się w Monachium. A jak się okazało, Pep to bardzo miły facet. Wiesz, że mówią o mnie, że dokonuję cudów, bo jestem w stanie przekonać każdego piłkarza do obszernego wywiadu i wyciągnąć z niego coś ciekawego? A na dodatek nikt nie ma odwagi, by ciąć moje teksty. – zaśmiałam się – Podobno jestem też narodową bohaterką Hiszpanii.
– I dlatego z niej uciekłaś.
– Karim, wiesz, że to nie tak. Ja po prostu… Po tym wszystkim… – oczy zaszły mi łzami.
– Cii… Nie mów nic. Ja wiem, że to było dla ciebie trudne – nakrył swoją dłonią moją.
– Proszę, nie wracajmy do tego. Lepiej opowiadaj, co u ciebie – pokazałam rządek białych ząbków.
– Oho, instynkt dziennikarki się obudził.
– Mou mówił, że zawsze trzeba być czujnym.
– Jak ja go dawno nie widziałem.
– Byłam u niego jakieś trzy tygodnie temu. – piłkarz dziwnie się na mnie popatrzył, więc wytłumaczyłam – Pojechałam do Londynu, żeby nagrać piosenkę z Ellie i tak się świetnie złożyło, że zgubili moją rezerwację w hotelu, nie było miejsc, bo był jakiś koncert czy coś tam. No i co miałam zrobić? Telefon do przyjaciela. – zachichotałam – Zadzwoniłam do José, a on od razu zaproponował, że mnie z chęcią przenocuje – wzruszyłam ramionami.
– I przeżyliście? – uniósł brwi – Przecież wy się zawsze kłóciliście! Oboje macie paskudne charaktery…
– Też cię kocham – posłałam mu buziaka.
– Wracasz?
– Gdzieś pewnie tak…
– Wiesz, o co mi chodzi. Do Hiszpanii wracasz? Do Madrytu?
– Jeszcze nie wiem dokładnie. Ale do kraju raczej tak. Mam kilka rzeczy do zrobienia.
– Wpadłabyś kiedyś na mecz – i rozmawialiśmy tak, aż Giroud nie zadzwonił do Karima z wieścią o tym, że trener go szukał. Pożegnaliśmy się buziakiem w policzek i rozeszliśmy się w różne strony.
         Po powrocie zaszyłam się w pokoju, gdzie opracowałam tekst i wysłałam go do szefa. Zadzwonił zdziwiony, co tam robił wywiad z Benzemą. Był bardzo zadowolony, ale zaskoczony. Po krótkiej wymianie zdań, zdrzemnęłam się. Koło 19:00 poprawiłam włosy i makijaż, wskoczyłam w jeansowe shorty i szarą koszulkę z napisem „Me weird? Bitch, I’m limited edition”, po czym zbiegłam po schodach do holu. Kiedy przekroczyłam próg stołówki…zatkało mnie. Panowało tam istne piekło! Piłkarze rzucali jedzeniem, ganiali się w tę i z powrotem. Nie no bez jaj. Przecież nie byli tu sami! Zagwizdałam głośno i wszystkie spojrzenia przeniosły się na mnie. Wykorzystałam to i się odezwałam:
– Już, panowie! Spokój! Posprzątać mi to migusiem! – wydarłam się.
– A kim ty niby jesteś, żeby nam rozkazywać, co? Bo na moją matkę to nie wyglądasz – odezwał się blondyn. Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.
– I całe szczęście. Nie gadaj tyle, tylko bierz się do roboty, Piqué! Chyba, że mam cię obsmarować w jakimś artykule? – uniosłam perfekcyjnie wyregulowaną brew do góry.
– Ria? – usłyszałam nieśmiałe pytanie – Ria! Sergio, chodź tu! To Ria! To naprawdę ona! – porwał mnie radośnie w ramiona.
– Iker, tęskniłam za wami – zaśmiałam się. Po chwili na salę wszedł selekcjoner i zobaczywszy sprzątających zawodników, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Oni nie kłamią. Ty naprawdę potrafisz dokonywać cudów – był zachwycony.
– Ciekawe czy w łóżku też – usłyszałam śmiech barcelońskiej „3”.
         Zerknęłam z dezaprobatą, kiedy koło mnie przechodził. Zatrzymał się i pochylił lekko. Szepnął mi na ucho, że to nie koniec, a on z chęcią wykorzysta naszą obecność w jednym hotelu. Uśmiechnął się zadziornie i poszedł w kierunku windy. Ja natomiast zostałam zasypana milionem pytań przez Casillasa. Nie, no. To ja byłam dziennikarką i to ja powinnam zadawać pytania im, a nie na odwrót! Zapowiadały się naprawdę długie Mistrzostwa…





[1] Spice Girls „Headlines (Frienship never ends)”
[I jeśli zgubię drogę, zabierzesz mnie do domu. Zabierz mnie do nieba, nigdy nie zostawiaj mnie samej. To jest tak, że wszystko ma znaczenie, kiedy jesteś blisko.]