Y así llegaste
tu. Devolviéndome la fe. Sin poemas y sin flores. Con defectos con errores.[1]
Rześkie hiszpańskie powietrze owiewało
moją twarz. Śnieg już topniał. Po Bożym Narodzeniu i Sylwestrze też już praktycznie
nie było śladu. Wszelkie iluminacje świetlne zostały już ściągnięte, wystawy w
sklepach także zmienione. Po świątecznym nastroju pozostały jedynie
wspomnienia. Nasze pierwsze wspólne święta były bardzo miłe. Zaszyliśmy się w
moim mieszkanku i byliśmy tylko we dwójkę. Oglądaliśmy głupawe komedie, piliśmy
kakao, przytulaliśmy się i cieszyliśmy sobą.
Właśnie
zmierzałam do mojego nowego domu. Wszystkie rzeczy zostały już przewiezione.
Pozostało jedynie przygotować dobrą kolację dla mojego „współlokatora”. Weszłam
do środka, oczyszczając wcześniej buty z błota. Ściągnęłam beżowy płaszcz i
tego samego koloru czapkę, które natychmiast wylądowały na stojącym w
przedpokoju wieszaku. Potarłam ręce i ruszyłam do kuchni. Rozpakowałam zakupy i
wzięłam się za przyrządzanie chili con carne. Wszystkiego doglądałam z wielką
starannością. Kiedy akurat wyłączyłam kuchenkę, usłyszałam otwierające się
drzwi wejściowe. Pobiegłam tam i wpadłam w ramiona mężczyźnie. Uśmiechnął się i
mocno mnie do siebie przyciągnął. Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Jego ręce zaczęły błądzić pod moim swetrem, ale szybko je strzepnęłam.
Popatrzył na mnie z miną zbitego psiaka.
– Ej, no nie patrz
tak na mnie. – zaśmiałam się i cmoknęłam jego perfekcyjnie skrojone, malinowe
usta – Obiad nam wystygnie.
– Obiad? –
wyszczerzył się – A więc to to tak pachnie. – złapał mnie za biodra – Gdybym
wiedział, że będziesz mi gotować, to już wcześniej siłą przewiózłbym tu twoje
rzeczy, kotku.
– Hahaha. –
zmroziłam go wzrokiem – Bo się jeszcze rozmyślę – pogroziłam mu paluszkiem.
– Nie ma takiej
opcji. Nie puszczę cię nigdzie.
Zasiedliśmy wspólnie do posiłku.
Rozmawialiśmy, jedząc. Poczułam się, jakbym była kochana. Spodobała mi się taka
forma spędzania czasu. Potem przenieśliśmy się na kanapę i włączyliśmy jakiś
serial. Objął mnie czule, a ja się wtuliłam w jego silne, umięśnione ramiona.
Czułam się przy nim niezwykle bezpiecznie. Położyłam dłoń na klatce piersiowej
stopera i poczułam bicie jego serca. To było takie niezwykłe. Przy nim
nauczyłam się dostrzegać i doceniać takie drobnostki. Niby nic nieznaczące, a
jednak. Blondyn się uśmiechnął i zamknął moją dłoń w swojej. Cmoknął mnie w
czoło, a ja zatonęłam w jego błękitnych oczach.
– Czemu się tak
przyglądasz, hmm? – zaśmiał się, przeciągając mnie na swoje kolana.
– Twoim oczom. –
powiedziałam zgodnie z prawdą – Są piękne – złączyłam nasze czoła, a on musnął
swoim nosem mój. Uwielbiałam, kiedy tak robił. Czułam wtedy w brzuchu te słynne
motylki. O, ludzie, ja się zachowywałam jak jakaś zakochana małolata!
– To ja powinienem
ci mówić takie rzeczy. – skrzywił się zabawnie – Ale jest pozytywna strona.
Przynajmniej wiem, że jest jakaś rzecz, która ci się we mnie podoba.
– Nawet dwie.
– Tak? A ta druga?
– ciekawił się.
– Masz dwoje oczu,
prawda? – zaśmiałam się. Chłopak momentalnie przekręcił nas i teraz leżałam pod
nim na kanapie.
– I tylko to ci się
podoba? – pokręciłam przecząco głową – No to co jeszcze?
– Nie powiem –
pokazałam mu język.
– Nie puszczę cię,
dopóki mi nie powiesz. – był pewny siebie – To jak?
– Nie.
– No to coś mi się
wydaje, że sobie tutaj trochę poleżymy – przygniótł mnie swoim ciałem i wtulił
twarz w moją szyję. Wyswobodziłam lewą rękę i zaczęłam przeczesywać palcami
jego krótkie włosy. Zamruczał tak słodko.
– Podobają mi się
twoje usta. – uniósł głowę i popatrzył na mnie z zaciekawieniem – Idealnie
pasują do moich. – cmoknęłam go – Twoje silne ramiona, w których się czuję
bezpiecznie. Twój umięśniony brzuch, który doprowadza mnie do obłędu. Twój
kilkudniowy zarost, którym mnie lubisz drażnić. Twój zapach tuż po kąpieli.
Twój rozbrajający uśmiech. To jak potrafisz się cieszyć po każdej dobrej akcji,
zagraniu i golu, zwycięstwie. To, że starasz się dla mnie i próbujesz mnie
oswoić – wyznałam, cały czas patrząc mu prosto w oczy.
– Szaleję za twoim
uroczym śmiechem. Uwielbiam zapach twoich włosów. Lubię to, że masz chłodne
dłonie, bo zawsze mam pretekst, żeby je troszkę ogrzać. Podobają mi się twoje
rumieńce. Imponujesz mi odwagą. Czasem jesteś uparta, ale to jest urocze. –
wyszczerzył się – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem na
swojej drodze. Najchętniej wycałowałbym każdy, nawet najmniejszy kawałek
twojego seksownego ciałka. Podoba mi się, w jaki sposób mnie przytulasz, z jaką
czułością wypowiadasz moje imię. W ogóle cała mi się podobasz. I nigdy w życiu
nie zamieniłbym ani jednej sekundy spędzonej z tobą na cokolwiek innego.
– Geri…
– Cii… – zamknął mi
usta pocałunkiem. Rozchyliłam zachęcająco usta. Całowaliśmy się bez
opamiętania. Już po chwili leżeliśmy bez ubrań na miękkim dywanie przed
kominkiem i kochaliśmy się na tle płonącego ognia. Zupełnie takiego samego,
jaki płonął w nas. Uczucie, które nas połączyło było gorące i miejmy nadzieję,
że dużo trwalsze niż płomienie w palenisku.
[1] Shakira
„En tus pupilas”
[I to byłeś ty. Przywracający mi wiarę. Bez wierszy i
bez kwiatów. Wadliwy, z błędami.]
***
Jako że rozdziały nie są zbyt długie, mogę pójść z Wami na pewien układ. Jeśli są chętni, by czytać coś nowego na tym blogu w trakcie tygodnia roboczego, proszę, aby napisali o tym w komentarzu. Jeśli zbierze się Was odpowiednia ilość, rozdziały będą się pojawiały częściej. :)