czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział VIII:

Too much of something is bad enough. Too much of nothing is just as tough.[1]

         Dzień był słoneczny, toteż wpadliśmy na jakże genialny pomysł zrobienia klubowego grilla. Mieli pojawić się wszyscy zawodnicy pierwszej drużyny, jak również cały sztab. No i ja. Trener sam mi to zaproponował. Okazał się być bardzo miłym człowiekiem, z którym szybko znalazłam wspólny język. Dużo się uśmiechał i radził sobie z tymi dzieciuchami czyli Los Blancos, co wcale nie było łatwym zadaniem.
         Ubrana w krótką, miętową bluzę od Local Heroes i podwinięte jeansy z wysokim stanem siedziałam na kolanach Ramosa z butelką hiszpańskiego piwa w ręku. Mieliśmy niezły ubaw z tańczącego sambę Lucasa. Kiedy chłopak zajął wcześniejsze miejsce, na nowo rozpoczęły się rozmowy i śmiechy. Postanowiliśmy bowiem nieco powspominać.
– A pamiętasz, jak w Maladze wzięli was za małżeństwo? – pociągnął łyk trunku Cristiano.
– Haha, i chcieli wam dać apartament małżeński – dorzucił Pepe.
– I byłoby pięknie, gdyby nie spał z nami Iker – westchnął „mój fotel”.
– A zaraz po tym poznałeś mojego dziadka – chichotałam.
– Cudowny człowiek – roześmiał się Casillas.
– Aż tak źle? – zapytał trener.
– Jej dziadek to Jorge Eduardo Saldaña Ramirez. Ten – pokreślił – Jorge Saldaña. Wierny i oddany kibic FC Barcelony.
– No coś ty? I jak na ciebie zareagował? – dopytywał.
– Powiedzmy, że nie był nastawiony pokojowo. – skrzywił się i kontynuował – Wybiegł na mnie z widłami. – kilku chłopaków aż się opluło – Nie śmiejcie się. To nie było wtedy zabawne. Przestraszyłem się nie na żarty. – objął mnie mocniej w pasie – Zagroził mi, że nigdy nie wyrazi zgody na nasz ślub. To byłaby podobno zniewaga dla jego rodziny. – uśmiechnął się lekko – W końcu, mój głuptasek też jest socio. No nie, maleńka? – cmoknął mnie w policzek.
– Zgadza się, blondasku – odwzajemniłam się tym samym.
– Nie no, ale nie wmawiajcie nam, że wy nigdy nic nie ten. Przecież coś między wami musi być – zabrał głos Silva.
– Zachowujecie się jak stare, dobre małżeństwo – dodał Carvajal.
– Ej, tylko nie stare – obruszył się mój kompan.
– I nigdy nie myśleliśmy o małżeństwie. – dodałam – Nie, Iker, o zrobieniu cię wujkiem też nie myślimy. – przewróciłam oczami – A przynajmniej nie dopóki Sergio nie zostanie socio – zaśmiałam się.
– Ale szanowny dziadek nie musi przecież wiedzieć z kim sypiasz – drążył bramkarz.
– Co nie znaczy, że powinnam zajść w ciążę z najlepszym przyjacielem.
– Ale mogłabyś. – Ramos pokazał rządek równiusieńkich ząbków – Ten proces twórczy jest bardzo przyjemny. Zwłaszcza ze mną.
– No tak, pan Ramos i jego wielkie ego – westchnęłam.
– Nie tylko ego – poruszył zabawnie brwiami, a ja parsknęłam śmiechem.
– Wierzę na słowo.
– Może jednak wolisz sama sprawdzić? – szczerzył się jak głupi do sera.
– Sergio! – palnęłam go lekko w głowę.
– I tak mnie kochasz, maleńka – cmoknął moją szyję.
– Niestety nie mogę zaprzeczyć – wtuliłam się w niego i chwyciłam butelkę wody.

***

         Szłam sobie spokojnie alejkami, które prowadziły mnie do studia nagraniowego na obrzeżach Barcelony. Rozglądałam się, chłonąc te piękne widoki. Zdałam sobie sprawę, jak dawno mnie tu nie było. Niegdyś często przychodziłam w te okolice. Było to jeszcze za czasów mojej „barcelońskiej przygody”. Nie do wiary, jak wiele się tu zmieniło przez te kilka lat.
         Musiałam chwilowo wyjechać z Madrytu, co spotkało się z wielkim niezadowoleniem Ramosa. Zmiękł trochę dopiero wtedy, kiedy powiedziałam mu, że do Katalonii wybywam jedynie na kilka dni i to po to, by wziąć udział w kolejnym utworze Wahina. Były piłkarz był zachwycony moim zaangażowaniem i oddaniem sprawie. Zrobiłam na nim świetne wrażenie, a na dodatek mój występ podobał się publiczności. José był mi wdzięczny za to, co robiłam i jak nagłaśniałam jego projekt. Dlatego też zaprosił mnie do nowego nagrania. Mieli się na nim pojawić także jacyś jego znajomi. Zgodziłam się bez wahania. W końcu to wszystko było robione dla pewnej idei. Z którą na dodatek utożsamiałam się w stu procentach.
         Ubrana w dresy od DKNY o dziesiątej rano znalazłam się pod drzwiami niewielkiego budynku, w którym swoją siedzibę miał właśnie producent muzyczny. Nie zdążyłam nawet zapukać, a on już otworzył drzwi i z wielkim uśmiechem na ustach mnie przytulił. Po czułym powitaniu weszliśmy do środka. Na kanapie siedziało już kilku mężczyzn. Jak się okazało, miałam zaśpiewać razem z jego przyjaciółmi piłkarzami. Rozpoznałam ich oczywiście bez problemu. José przedstawiał mnie każdemu z osobna. I tak oto moja drobna dłoń została uściśnięta przez Daniego Alvesa, Neymara Jr i… No tak, ja to miałam pecha. Trzecim facetem okazał się być nie kto inny jak sam Gerard Piqué. Kiedy się witaliśmy, dojrzałam w jego oczach jakiś dziwny błysk. Zdawał się być nad wyraz zachwycony moją obecnością w studio.
         Usiadłam koło Pinto i przeczytałam tekst piosenki. Następnie producent puścił nam skomponowaną muzykę i wytłumaczył pokrótce o co mu chodziło. Musiałam przyznać, że zapowiadało się świetnie. Jak dla mnie kolejny hit. Projekt coraz to zyskiwał na popularności, a dzięki takim akcjom mogło być tylko lepiej.
– Ria, a ty sobie naprawdę ten tatuaż zrobiłaś? – zapytał ciekawski Daniel.
– A co myślałeś, że to było na niby? – zaśmiałam się – To nie była żadna henna, ani nic w tym stylu. Widzisz? – pokazałam rękę z malunkiem.
– A ty się głupio pytasz, Dani. – jęknął Ney – Nie widziałeś, jaką miała minę na tym filmiku? – całe towarzystwo wybuchło śmiechem (łącznie ze mną). I w tak świetnych nastrojach udaliśmy się do kabiny, gdzie nagrywaliśmy wokal. Pech chciał, że stałam tuż obok Katalończyka. Facet co chwilę to się uśmiechał do mnie, albo udawał, że mnie nie było – normalnie szło zwariować! Kiedy dostaliśmy chwilę przerwy, Brazylijczycy wręcz wybiegli z pomieszczenia, zostawiając mnie na pastwę swego kolegi. Ruszyłam w stronę wyjścia, ale on złapał mnie mocno za biodra i przysunął do siebie. Na karku czułam jego przyspieszony oddech. Nie dało się też nie zauważyć jego pobudzenia. Przygryzł delikatnie moje lewe ucho, a przez całe moje ciało przeszły ciarki.
– Ślicznie wyglądasz, 139 982 – wyszeptał seksownie.
– Dziękuję, ale nie nazywaj mnie tak – chciałam odejść, ale ponownie mnie do siebie przyciągnął.
– Bardzo się cieszę, że cię widzę. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo, Ria – jeździł językiem po mojej szyi, a ja zapewne się zarumieniłam.
– Chyba mam. – zaśmiałam się – Pewna mała rzecz cię zdradza.
– Wcale nie mała – rzucił pewnie.
– Ogarnij się Piqué. Nie jesteśmy w liceum, żebyś wyjeżdżał z takimi tekstami. – oburzyłam się – A teraz przepraszam, ale chciałabym wyjść i zadzwonić do Sergio – usłyszawszy imię kolegi z reprezentacji w końcu odpuścił.

         Po kilku godzinach wszystko było gotowe. José powiedział, żebym sobie zarezerwowała przyszły czwartek i piątek, bo chłopcy mają wolne i wtedy nakręcimy teledysk. Nie byłam zachwycona, bo oznaczało to, że nie mogłabym wracać do domu z Ramosem, tylko prosto od dziadka miałabym przyjechać do Katalonii. Ale co poradzić? Sergio będzie musiał to jakoś przełknąć. Może będzie w dobrym humorze? Oczywiście, o ile stary socio go nie zabije podczas kilkudniowego pobytu w Calatayud. Byłam jednak dobrej myśli. Dziadek nie przepadał za Hiszpanem, ale wiedziałam, że w głębi duszy cieszył się z tego, że blondyn się o mnie troszczył i dbał. Jednak honor nie dawał mu szansy na polubienie zawodnika Realu Madryt. Taki już był Jorge Eduardo Saldaña Ramirez, a ja nie miałam serca ani ochoty go zmieniać. Dla mnie to był po prostu człowiek z pewnymi zasadami. To on zaszczepił we mnie miłość do piłki nożnej. Pokazał mi jak to jest być prawdziwym kibicem. Kibicem oddanym jednym barwom. Zawsze mi powtarzał, że od kołyski aż po grób w jego sercu będzie ten kataloński klub. Wartości reprezentowane przez bordowo–granatowych były dla niego bardzo ważne. Ja też się nimi starałam w życiu kierować. W końcu zostałam oficjalnie socio już w niecały miesiąc od narodzin. To się nazywa szybka akcja w wykonaniu mojego dziadka. A ja się kiedyś zastanawiałam, po kim odziedziczyłam to wariackie zachowanie i uparty charakter. Odpowiedź miała na imię Jorge i od sześćdziesięciu ośmiu lat stąpała po globie.







[1] Spice Girls „Too much”
[Za dużo czegoś jest wystarczająco złe. Zbyt mało niczego jest równie ciężkie.]

17 komentarzy:

  1. Nie wiem jak ty to robisz, ale rób tak dalej. Wystarczy, że spojrzę na pierwsze zdanie i już się uśmiecham. Więcej Gerarda! No, ale jeśli chodzi o Sergio, to też jest dobrym kandydatem na partnera, haha xd czekam na więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, je też nie wiem, jak to robię, ale postaram się nie przestawać. ;) Sergio to taki mój mały plan na przyszłość. XD

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo podoba mi się rozdział. <3 Gerard jest zbyt odważny w swoim zachowaniu jak dla mnie, gdybym była na miejscu Rii to zdzieliłabym go w twarz. XD Ale to tylko pewna historia, którą piszesz - chociaż w rzeczywistości też istnieją tacy mężczyźni.. Grr..
    Czekam na kolejny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, a Tobie się coś kiedyś nie podobało? XD A co do Gerarda - tak, tacy mężczyźni naprawdę istnieją. Już kiedyś pisałam, że to opowiadanie jest inspirowane rzeczywistymi sytuacjami. ;) Cieszę się, że czekasz. ;*

      Usuń
  3. A mi sie właśnie taki Gerard najbardziej podoba , jest wyrazisty i ma charakterek i dobrze bo gdyby był taka "ciepłą klucha" to by tutaj nie pasował :) rozdział oczywiście boski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymyśliłam sobie taką hardą i twardą bohaterkę, więc pasował mi do tego tylko jakiś charakterny facet. A skoro tak to Gerard. ;D Dzięki ;*

      Usuń
  4. Cudowny!*.*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny <3 /Zuza

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznać, że trochę się pośmiałam ;D megaaaaaaa !!!!!!!! czekam na next <3 pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki był mój zamiar, by weselsze chwile, sceny przeplatać z poważniejszymi, które wkrótce nadejdą. ;) Również pozdrawiam ;*

      Usuń
  6. Dobra, polubiłam tutaj sferę Realu, ale tylko ze względu Ramosa i Ikera <3
    Czekam na kolejny!

    Ps. Pierwszy świąteczny rozdział, zapraszam ;*
    http://magia-listu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, muszę się przyznać, że ja też polubiłam "mój Real" - zarówno w tym, jak i przedostatnim opowiadaniu o Catalinie (serdecznie Cię tam zapraszam, bo sądzę, że może Ci się spodobać). Miło mi, że czekasz. ;* Ooo <3 Już lecę. ;*

      Usuń
    2. Drugi świąteczny rozdział :)
      http://magia-listu.blogspot.com

      Usuń