Too much of something is bad enough. Too much of
nothing is just as tough.[1]
Dzień
był słoneczny, toteż wpadliśmy na jakże genialny pomysł zrobienia klubowego
grilla. Mieli pojawić się wszyscy zawodnicy pierwszej drużyny, jak również cały
sztab. No i ja. Trener sam mi to zaproponował. Okazał się być bardzo miłym
człowiekiem, z którym szybko znalazłam wspólny język. Dużo się uśmiechał i
radził sobie z tymi dzieciuchami czyli Los Blancos, co wcale nie było łatwym
zadaniem.
Ubrana w krótką, miętową bluzę od Local
Heroes i podwinięte jeansy z wysokim stanem siedziałam na kolanach Ramosa z
butelką hiszpańskiego piwa w ręku. Mieliśmy niezły ubaw z tańczącego sambę
Lucasa. Kiedy chłopak zajął wcześniejsze miejsce, na nowo rozpoczęły się
rozmowy i śmiechy. Postanowiliśmy bowiem nieco powspominać.
– A pamiętasz, jak
w Maladze wzięli was za małżeństwo? – pociągnął łyk trunku Cristiano.
– Haha, i chcieli
wam dać apartament małżeński – dorzucił Pepe.
– I byłoby pięknie,
gdyby nie spał z nami Iker – westchnął „mój fotel”.
– A zaraz po tym
poznałeś mojego dziadka – chichotałam.
– Cudowny człowiek
– roześmiał się Casillas.
– Aż tak źle? –
zapytał trener.
– Jej dziadek to Jorge
Eduardo Saldaña Ramirez. Ten – pokreślił – Jorge Saldaña. Wierny i oddany kibic
FC Barcelony.
– No coś ty? I jak
na ciebie zareagował? – dopytywał.
– Powiedzmy, że nie
był nastawiony pokojowo. – skrzywił się i kontynuował – Wybiegł na mnie z
widłami. – kilku chłopaków aż się opluło – Nie śmiejcie się. To nie było wtedy
zabawne. Przestraszyłem się nie na żarty. – objął mnie mocniej w pasie –
Zagroził mi, że nigdy nie wyrazi zgody na nasz ślub. To byłaby podobno zniewaga
dla jego rodziny. – uśmiechnął się lekko – W końcu, mój głuptasek też jest
socio. No nie, maleńka? – cmoknął mnie w policzek.
– Zgadza się,
blondasku – odwzajemniłam się tym samym.
– Nie no, ale nie
wmawiajcie nam, że wy nigdy nic nie ten. Przecież coś między wami musi być –
zabrał głos Silva.
– Zachowujecie się
jak stare, dobre małżeństwo – dodał Carvajal.
– Ej, tylko nie
stare – obruszył się mój kompan.
– I nigdy nie
myśleliśmy o małżeństwie. – dodałam – Nie, Iker, o zrobieniu cię wujkiem też
nie myślimy. – przewróciłam oczami – A przynajmniej nie dopóki Sergio nie
zostanie socio – zaśmiałam się.
– Ale szanowny
dziadek nie musi przecież wiedzieć z kim sypiasz – drążył bramkarz.
– Co nie znaczy, że
powinnam zajść w ciążę z najlepszym przyjacielem.
– Ale mogłabyś. –
Ramos pokazał rządek równiusieńkich ząbków – Ten proces twórczy jest bardzo
przyjemny. Zwłaszcza ze mną.
– No tak, pan Ramos
i jego wielkie ego – westchnęłam.
– Nie tylko ego –
poruszył zabawnie brwiami, a ja parsknęłam śmiechem.
– Wierzę na słowo.
– Może jednak
wolisz sama sprawdzić? – szczerzył się jak głupi do sera.
– Sergio! – palnęłam
go lekko w głowę.
– I tak mnie
kochasz, maleńka – cmoknął moją szyję.
– Niestety nie mogę
zaprzeczyć – wtuliłam się w niego i chwyciłam butelkę wody.
***
Szłam sobie spokojnie alejkami, które
prowadziły mnie do studia nagraniowego na obrzeżach Barcelony. Rozglądałam się,
chłonąc te piękne widoki. Zdałam sobie sprawę, jak dawno mnie tu nie było.
Niegdyś często przychodziłam w te okolice. Było to jeszcze za czasów mojej
„barcelońskiej przygody”. Nie do wiary, jak wiele się tu zmieniło przez te kilka
lat.
Musiałam chwilowo wyjechać z Madrytu,
co spotkało się z wielkim niezadowoleniem Ramosa. Zmiękł trochę dopiero wtedy,
kiedy powiedziałam mu, że do Katalonii wybywam jedynie na kilka dni i to po to,
by wziąć udział w kolejnym utworze Wahina. Były piłkarz był zachwycony moim
zaangażowaniem i oddaniem sprawie. Zrobiłam na nim świetne wrażenie, a na
dodatek mój występ podobał się publiczności. José był mi wdzięczny za to, co
robiłam i jak nagłaśniałam jego projekt. Dlatego też zaprosił mnie do nowego nagrania.
Mieli się na nim pojawić także jacyś jego znajomi. Zgodziłam się bez wahania. W
końcu to wszystko było robione dla pewnej idei. Z którą na dodatek utożsamiałam
się w stu procentach.
Ubrana w dresy od DKNY o dziesiątej
rano znalazłam się pod drzwiami niewielkiego budynku, w którym swoją siedzibę
miał właśnie producent muzyczny. Nie zdążyłam nawet zapukać, a on już otworzył
drzwi i z wielkim uśmiechem na ustach mnie przytulił. Po czułym powitaniu weszliśmy
do środka. Na kanapie siedziało już kilku mężczyzn. Jak się okazało, miałam
zaśpiewać razem z jego przyjaciółmi piłkarzami. Rozpoznałam ich oczywiście bez
problemu. José przedstawiał mnie każdemu z osobna. I tak oto moja drobna dłoń
została uściśnięta przez Daniego Alvesa, Neymara Jr i… No tak, ja to miałam
pecha. Trzecim facetem okazał się być nie kto inny jak sam Gerard Piqué. Kiedy
się witaliśmy, dojrzałam w jego oczach jakiś dziwny błysk. Zdawał się być nad
wyraz zachwycony moją obecnością w studio.
Usiadłam koło Pinto i przeczytałam
tekst piosenki. Następnie producent puścił nam skomponowaną muzykę i
wytłumaczył pokrótce o co mu chodziło. Musiałam przyznać, że zapowiadało się
świetnie. Jak dla mnie kolejny hit. Projekt coraz to zyskiwał na popularności,
a dzięki takim akcjom mogło być tylko lepiej.
– Ria, a ty sobie
naprawdę ten tatuaż zrobiłaś? – zapytał ciekawski Daniel.
– A co myślałeś, że
to było na niby? – zaśmiałam się – To nie była żadna henna, ani nic w tym
stylu. Widzisz? – pokazałam rękę z malunkiem.
– A ty się głupio
pytasz, Dani. – jęknął Ney – Nie widziałeś, jaką miała minę na tym filmiku? –
całe towarzystwo wybuchło śmiechem (łącznie ze mną). I w tak świetnych
nastrojach udaliśmy się do kabiny, gdzie nagrywaliśmy wokal. Pech chciał, że
stałam tuż obok Katalończyka. Facet co chwilę to się uśmiechał do mnie, albo
udawał, że mnie nie było – normalnie szło zwariować! Kiedy dostaliśmy chwilę
przerwy, Brazylijczycy wręcz wybiegli z pomieszczenia, zostawiając mnie na
pastwę swego kolegi. Ruszyłam w stronę wyjścia, ale on złapał mnie mocno za
biodra i przysunął do siebie. Na karku czułam jego przyspieszony oddech. Nie
dało się też nie zauważyć jego pobudzenia. Przygryzł delikatnie moje lewe ucho,
a przez całe moje ciało przeszły ciarki.
– Ślicznie
wyglądasz, 139 982 – wyszeptał seksownie.
– Dziękuję, ale nie
nazywaj mnie tak – chciałam odejść, ale ponownie mnie do siebie przyciągnął.
– Bardzo się
cieszę, że cię widzę. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo, Ria – jeździł językiem
po mojej szyi, a ja zapewne się zarumieniłam.
– Chyba mam. –
zaśmiałam się – Pewna mała rzecz cię zdradza.
– Wcale nie mała –
rzucił pewnie.
– Ogarnij się Piqué.
Nie jesteśmy w liceum, żebyś wyjeżdżał z takimi tekstami. – oburzyłam się – A
teraz przepraszam, ale chciałabym wyjść i zadzwonić do Sergio – usłyszawszy
imię kolegi z reprezentacji w końcu odpuścił.
Po kilku godzinach wszystko było
gotowe. José powiedział, żebym sobie zarezerwowała przyszły czwartek i piątek,
bo chłopcy mają wolne i wtedy nakręcimy teledysk. Nie byłam zachwycona, bo
oznaczało to, że nie mogłabym wracać do domu z Ramosem, tylko prosto od dziadka
miałabym przyjechać do Katalonii. Ale co poradzić? Sergio będzie musiał to
jakoś przełknąć. Może będzie w dobrym humorze? Oczywiście, o ile stary socio go
nie zabije podczas kilkudniowego pobytu w Calatayud. Byłam jednak dobrej myśli.
Dziadek nie przepadał za Hiszpanem, ale wiedziałam, że w głębi duszy cieszył
się z tego, że blondyn się o mnie troszczył i dbał. Jednak honor nie dawał mu
szansy na polubienie zawodnika Realu Madryt. Taki już był Jorge Eduardo Saldaña
Ramirez, a ja nie miałam serca ani ochoty go zmieniać. Dla mnie to był po
prostu człowiek z pewnymi zasadami. To on zaszczepił we mnie miłość do piłki
nożnej. Pokazał mi jak to jest być prawdziwym kibicem. Kibicem oddanym jednym
barwom. Zawsze mi powtarzał, że od kołyski aż po grób w jego sercu będzie ten
kataloński klub. Wartości reprezentowane przez bordowo–granatowych były dla
niego bardzo ważne. Ja też się nimi starałam w życiu kierować. W końcu zostałam
oficjalnie socio już w niecały miesiąc od narodzin. To się nazywa szybka akcja
w wykonaniu mojego dziadka. A ja się kiedyś zastanawiałam, po kim
odziedziczyłam to wariackie zachowanie i uparty charakter. Odpowiedź miała na
imię Jorge i od sześćdziesięciu ośmiu lat stąpała po globie.
[1] Spice
Girls „Too much”
[Za dużo czegoś jest wystarczająco złe. Zbyt mało
niczego jest równie ciężkie.]
Nie wiem jak ty to robisz, ale rób tak dalej. Wystarczy, że spojrzę na pierwsze zdanie i już się uśmiecham. Więcej Gerarda! No, ale jeśli chodzi o Sergio, to też jest dobrym kandydatem na partnera, haha xd czekam na więcej! <3
OdpowiedzUsuńHaha, je też nie wiem, jak to robię, ale postaram się nie przestawać. ;) Sergio to taki mój mały plan na przyszłość. XD
UsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńCudo !!!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :D
UsuńBardzo, bardzo podoba mi się rozdział. <3 Gerard jest zbyt odważny w swoim zachowaniu jak dla mnie, gdybym była na miejscu Rii to zdzieliłabym go w twarz. XD Ale to tylko pewna historia, którą piszesz - chociaż w rzeczywistości też istnieją tacy mężczyźni.. Grr..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. ;*
Haha, a Tobie się coś kiedyś nie podobało? XD A co do Gerarda - tak, tacy mężczyźni naprawdę istnieją. Już kiedyś pisałam, że to opowiadanie jest inspirowane rzeczywistymi sytuacjami. ;) Cieszę się, że czekasz. ;*
UsuńA mi sie właśnie taki Gerard najbardziej podoba , jest wyrazisty i ma charakterek i dobrze bo gdyby był taka "ciepłą klucha" to by tutaj nie pasował :) rozdział oczywiście boski :)
OdpowiedzUsuńWymyśliłam sobie taką hardą i twardą bohaterkę, więc pasował mi do tego tylko jakiś charakterny facet. A skoro tak to Gerard. ;D Dzięki ;*
UsuńCudowny!*.*
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny <3 /Zuza
Dziękuję <3
UsuńMuszę przyznać, że trochę się pośmiałam ;D megaaaaaaa !!!!!!!! czekam na next <3 pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńTaki był mój zamiar, by weselsze chwile, sceny przeplatać z poważniejszymi, które wkrótce nadejdą. ;) Również pozdrawiam ;*
UsuńDobra, polubiłam tutaj sferę Realu, ale tylko ze względu Ramosa i Ikera <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Ps. Pierwszy świąteczny rozdział, zapraszam ;*
http://magia-listu.blogspot.com
Hahaha, muszę się przyznać, że ja też polubiłam "mój Real" - zarówno w tym, jak i przedostatnim opowiadaniu o Catalinie (serdecznie Cię tam zapraszam, bo sądzę, że może Ci się spodobać). Miło mi, że czekasz. ;* Ooo <3 Już lecę. ;*
UsuńDrugi świąteczny rozdział :)
Usuńhttp://magia-listu.blogspot.com