sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział VII:

Nie wróci nigdzie, kto nie ufa już nikomu, z marzeń sklejając nowy świat. Tak trudno czasem jest pozwolić sobie pomóc, kiedy coś boli, boli już tak wiele lat.[1]

         Byłam bezsilna. Nie mogłam sobie sama poradzić. Istniało tylko jedno wyjście. Powrócić do przyjaciół. Do kogoś, kto znał całą moją historię. Do kogoś, kto będzie mnie wspierał i pomoże się uporać z przeszłością. To właśnie dlatego stałam na lotnisku w Madrycie i czekałam na Ramosa. Przed nim nie dało się niczego ukryć. Znał mnie na wylot.
         Wieczorem, kiedy już leżałam w łóżku w pokoju gościnnym, gospodarz zajął miejsce obok mnie, przytulił troskliwie i zapytał:
– Ria, powiedz mi proszę, co się stało?
– Co się stało, co się stało? Piqué się stał!
– Co? Nie rozumiem. Słuchaj, wiem, że może nie zachowywał się najlepiej wtedy w hotelu, ale to naprawdę fajny chłopak. A ty wpadłaś mu w oko. Dawno go już takiego nie widziałem. Jordi nawet stwierdził, że Gerard się w tobie zakochał. Ja nie wiem, czy ty coś do niego czujesz, ale…
– To nie o to chodzi.
– No to o co? Słuchaj, – czuł się niezręcznie – między wami do czegoś doszło? No wiesz...
– W sumie to nie. Tylko dwa razy mnie pocałował, ale ja uciekłam.
– Jak zawsze – westchnął.
– O co ci chodzi?! – podniosłam się.
– O to mi chodzi, że ty nigdy nie rozwiązujesz problemów, tylko przed nimi uciekasz! Na Boga, Ria, ty masz prawie dwadzieścia pięć lat, a nie siedemnaście! Ogarnij się w końcu i przestań ciągle uciekać od osób, które cię kochają! Najpierw był dziadek, potem my, a teraz Piqué! Czas dorosnąć! – wstał i kierował się ku drzwiom, kiedy wyszeptałam.
– On wie o moim dzieciństwie…
– Jak to? Powiedziałaś mu? – kucnął przede mną.
– Nie. Podobno ma jakieś swoje dojścia – przewróciłam oczami.
– Powiedział, dlaczego to zrobił?
– Nie chciałam mu się dać poznać samej, to znalazł inny sposób. – wzruszyłam ramionami, a piłkarz wtulił się w moje nogi – Sergio, ja tak bardzo się boję… Nie chcę, żeby on o tym wiedział. Nie chcę, żeby dowiedział się o stolicy – rozpłakałam się.
– Mała, a pomyślałaś, dlaczego nie chcesz, żeby się dowiedział?
– Nie chcę, żeby źle o mnie myślał.
– A nie chcesz tego, bo ci na nim zależy. Taka jest prawda. Mnie nie oszukasz. Moja maleńka Ria zakochała się. – uśmiechnął się lekko – Wszystko będzie dobrze. Tylko obiecaj mi, że już nie uciekniesz, ok?
– Obiecuję. – położyłam się – Sergio?
– Tak.
– Dziękuję ci. Za wszystko. Za to, że jesteś teraz, że byłeś…wtedy. Dziękuję.
– Nie masz za co. Ty zrobiłabyś dla mnie to samo. A teraz śpij, maleńka – ucałował mój policzek i wyszedł z pokoju. A ja odpłynęłam.
         Rozmowa z obrońcą Królewskich uświadomiła mi parę rzeczy. On miał rację, mówiąc, że uciekałam przed problemami. To nie było normalne i należało z tym bezwzględnie skończyć. Pełna zapału do zmiany świata odbyłam poranną toaletę i ubrałam się. Mój wybór padł na legginsy, szarą bluzę z napisem „c’est la vie mon cheri” oraz biało–czarne Adidasy z nadrukiem. Splotłam włosy w warkocza, przejechałam tuszem po rzęsach i w podskokach zbiegłam na dół. W kuchni zastał mnie niecodzienny widok. Hiszpan smażył właśnie moje ulubione placuszki kefirowe. Skąd wiedziałam, że to właśnie one? To proste, on nie potrafił zrobić niczego innego.
– Dzień dobry, blondasku – poczochrałam mu włosy i zwinęłam jednego placuszka.
– Dzień dobry, głuptasku. – zaśmiał się – Siadaj, zaraz podam do stołu.
– Sergio?
– Hmm?
– A mogę iść dzisiaj z tobą na trening? – zrobiłam minę słodkiego psiaka.
– A nie będziesz wkurzać trenera?
– No coś ty! – obruszyłam się – Ancelotti mnie przecież ubóstwia. Nie wiedziałeś o tym? – wzięłam kęs kolejnego placuszka.
– Tak samo mówiłaś o Mou – westchnął.
– No i widzisz, widuję się z nim częściej niż ty.
– Tak, tylko szkoda, że każdy trening na którym byłaś, każda impreza z udziałem was obojga, wyjazd kończyły się wielką kłótnią.
– Oj tam. Nie przesadzaj.
– A pobyt w Holandii pamiętasz? Jak was musieliśmy z dołka zgarniać?
– No to akurat nie była nasza wina! Najpierw nas po zwycięstwie z Ajaxem upiliście, a potem puściliście w samopas, to się nie dziwcie, że chcieliśmy…
– Karmić lamy żelkami. – wybuchł śmiechem – Skąd wyście ją w ogóle wytrzasnęli?
– Nie wiem. Jakoś tak sama się przyplątała. Mourinho dał jej na imię Michelle. Po Obamie. – wytłumaczyłam, umyłam talerz i zaczęłam poganiać piłkarza, który zawsze się strasznie guzdrał. No ja nie miałam zamiaru świecić za niego oczami. W sumie ciekawa byłam, jak zareaguje na mnie Carlo. Spotkaliśmy się jeden jedyny raz podczas wywiadu. Z Mou to było coś innego. On trenował w czasie, kiedy mieszkałam w Madrycie i pracowałam jako dziennikarka „Marci”. Często bywałam na ich treningach. Jeździłam z nimi nawet na mecze, ale to głównie przez wzgląd na Ikera, Sergio i Karima. Byli dla mnie niczym bracia. Bracia, od których uciekłam… – Sergio? – powiedziałam niepewnie w aucie.
– Co jest, maleńka? – ściszył muzykę.
– Ja… Ja chyba… Zadzwonię do dziadka. Chyba mogłabym go odwiedzić – wyszeptałam.
– Za dwa tygodnie mam cztery dni przerwy. Pojedziemy razem, dobrze? Dzisiaj zadzwoń do dziadka i mu powiedz, że go odwiedzimy – ścisnął lekko moje kolano.
– Zrobisz to dla mnie?
– Dla ciebie wszystko. A poza tym, lubię twojego dziadka. – wyszczerzył się, a ja zaniosłam się śmiechem – No co? Tylko raz próbował mnie widłami przegonić.
– Sergio, wiesz, że on jest socio i Real…
– Tak, wiem, ale ty też jesteś socio, a jakoś nie próbowałaś mnie jeszcze zabić.
– Jeszcze – cmoknęłam go w policzek.

***

         Siedziałam na trybunach. Ręce mi się trzęsły, ale ostatkiem sił wybrałam numer do najważniejszego mężczyzny mojego życia. Gdybym poczekała jeszcze chwilkę, byłam pewna, że straciłabym odwagę. Wzięłam głęboki wdech. Powoli wypuściłam ze świstem powietrze i przyłożyłam komórkę do ucha. Przymknęłam oczy, bojąc się tego, co mogło się stać. Sygnał. Jeden, drugi, trzeci. Trzeszczenie w słuchawce i…
– Tak, słucham – odezwał się zachrypnięty głos.
– Dziadek? – powiedziałam cichutko. Gardło miałam ściśnięte, a w oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam, że go skrzywdziłam.
– Ria? To ty, maleńka? – nie wierzył – Ria? Odezwij się.
– Tak, dziadku. Co u ciebie słychać? Jak się czujesz?
– Staro. – zaśmiał się. Próbował rozładować atmosferę – Wiesz, oglądałem cię w telewizji na EURO…
– Dziadku, ja… Przepraszam.
– Ale za co ty mnie przepraszasz, dziecko?
– Za wszystko, dziadku. Przede wszystkim za ucieczkę i że się tak długo nie odzywałam.
– Już myślałem, że o mnie zapomniałaś.
– Nie, to nie tak. Ja… Ja ci to wszystko wytłumaczę. Powiem ci całą prawdę o moim wyjeździe, ale nie przez telefon. Przyjadę do ciebie szesnastego, dobrze? Odwiedzimy cię z Sergio – dodałam niepewnie.
– Z tym parszywym piłkarzyną?! – wydarł się.
– Dziadku, proszę cię. To jest mój przyjaciel. Pomaga mi. Spróbuj być dla niego miły. On się stara – jęknęłam.
– Ale nigdy nie dopuszczę do waszego ślubu. Po moim trupie, rozumiesz?
– Tak. – zachichotałam – Nie zamierzam wychodzić za mąż. A już na pewno nie za Ramosa. Możesz być spokojny. Nie przyniosę wstydu rodzinie. W końcu ja też jestem socio, no nie?
– I całe szczęście, że o tym pamiętasz. Dobra, maluchu, ja kończę, bo Martin przyszedł na brydża. To do zobaczenia szesnastego, tak?
– Dokładnie. Powinniśmy być koło szesnastej. – chciałam się rozłączyć, ale – Dziadku?
– Tak?
– Kocham cię.
– Ja ciebie też, dziecko.




[1] Wanda & Banda „Czas leczy rany”

16 komentarzy:

  1. Cudne :) ale i tak chce wiedziec co ona ukrywa :) no i co tam u Gerarda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś się dowiecie, obiecuję. ;) A Geri pojawi się w kolejnym rozdziale.

      Usuń
    2. No to czekam z niecierpliwoscia :) i weny zycze :)

      Usuń
  2. Mega rozdział :) <3 śmiałam się w niektórych momentach tak, że mama pytała się mnie co piłam i ile, haha :D czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, aż tak? Domyślam się, że to przez te lamy karmione żelkami? :p Postaram się Cię nie zawieść. ;)

      Usuń
  3. Hej, jestem! :)
    Teraz i ja postanowiłam tu wpaść po tym jak zostawiłaś taki piękny komentarz u mnie, za który dziękuję :)
    Rozdział genialny!
    Lama Michelle haha
    Śmiałam się jak głupia.
    No i dziadek też świetny, jak nazwał Ramosa "parszywym piłkarzyną" - mistrzostwo świata.
    Ściskam i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, właściwie nie wiem czy mam Cię informować, ale u mnie jedynka :)
      http://encara-testimo.blogspot.com/2015/12/capitol-1.html

      Usuń
    2. Cóż, pisząc ten rozdział sama się śmiałam z tej lamy. Ale postanowiłam zrobić z Mou takiego małego śmieszka, bo w gruncie rzeczy uważam Portugalczyka za równego gościa. :) A dziadek jeszcze tu zagości, więc serdecznie zapraszam. ;D

      Usuń
  4. Cudowny <3
    Każdego rozdziału wypatruje z niecierpliwością ^^
    Czekam, aż dowiemy sie czegoś o bohaterce ;3
    Do następnego :*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Taki dość wesoły i zarazem wzruszający. Dobrze, że Ria odezwała się do dziadka. Mam nadzieję,że w następnym rozdziale już wszystko się co do przeszłości dziewczyny wyjaśni.;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, skoro ten Cię wzruszył to aż się boję, co będzie z następnymi, bo kilka "mocniejszych" zaplanowałam. Chyba jeszcze Was potrzymam w niecierpliwości. ;*

      Usuń
  6. hejka

    Zacznę od tego, że siedzę sobie czytam, czytam po czym doczytałam do lam, parsknęłam śmiechem i spadł mi laptop z kolan na kota, kot się obraził. Tyle powiem na wstępie.
    Co ona ukrywa, powiedz mi co ona ukrywa, ja muszę to wiedzieć, muszę!! :D Ja Cię znajdę i to z Ciebie wyduszę, będę jak Gerard (przepraszam bardzo gdzie on jest w tym rozdziale?! Oczekuję dużej ilości w następnym :D)
    Sergio to mój taki mały miś którego kocham, jest uroczy i to naprawdę cudowny przyjaciel :D Dlaczego mam wrażenie, że ona miała kiedyś romans z Mou...
    Dziadek Rii jest kochany i mam nadzieję, że jego postać wniesie coś więcej do historii :D

    Rozdział świetnie napisany, ale tego chyba nie muszę mówić ;p
    Życzę dużo weny :*
    Pozdrawiam cieplutko ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, przeproś ode mnie kota. ;D Co ona ukrywa? Hmm, pewną mroczną tajemnicę. Poznacie ją... wkrótce. Chociaż myślę, że i tak nie całość. :p Mało Geriego - wiem, wiem i przepraszam. Postanawiam się poprawić - w kolejnym na pewno pojawi się tenże piłkarzyna. ;) Romans? Hm, raczej nie, ale nigdy nie mów nigdy.
      Skoro tak bardzo Ci się tu podoba, to zapraszam na moje pozostałe blogi w wolnej chwili. ;**

      Usuń