czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział IV:

We’ve all been played, we all get hurt. Just take that pain and let that mother fucker burn.[1]

         Po wygranym meczu reprezentacji Hiszpanii i ekspresowym wywiadzie z wysłanymi na ściankę piłkarzami obu drużyn, biegiem wróciłam do mojego miejsca zakwaterowania. Chciałam zdążyć przed graczami del Bosque. Po wyniku 4:0 przeciwko Holandii spodziewałam się niezłej imprezki w hotelu. Moje obawy niestety potwierdziły się, kiedy w holu usłyszałam głośne krzyki i muzykę. Szybko doprowadziłam się w łazience do porządku, zaplotłam włosy w warkocza i założyłam białą koszulkę z definicją kalorii, do której dobrałam króciutkie, dresowe shorty.

Położyłam się do łóżka, ale nie było mi dane zasnąć. Najpierw „stado dzikich koni” przebiegło koło mojego pokoju, a chwilę później ktoś zapukał do drzwi. Wstałam i je otworzyłam. Zostałam szybko wepchnięta w głąb pomieszczenia. Przycisnął mnie do ściany, układając swoje dłonie po bokach mojej głowy i perfidnie się uśmiechał.
– Co ty tu robisz? – zapytałam ze strachem w oczach.
– Jak to co? Przyszedłem do ciebie, kochanie.
– Czego chcesz? – warknęłam, próbując go od siebie odsunąć, ale nic z tego. Czuć było od niego woń alkoholu.
– Wygraliśmy, świetnie się spisywałem w obronie, a na dodatek strzeliłem gola. Nie uważasz, że należy mi się jakaś nagroda? – wyszeptał wprost do mojego ucha, zmysłowo je przygryzając. Coś mnie ścisnęło w podbrzuszu. Czułam się, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Co się ze mną działo?
– Idź to trenera, może da ci podwyżkę? – zaśmiałam się, a on zmusił mnie, bym popatrzyła w jego oczy.
– Mmm, wolę ciebie, ślicznotko. – przejechał wierzchem dłoni po moim nagim udzie, na którym od razu pojawiła się gęsia skórka – Dawno już się dobrze nie bawiłem…
– Odpuść sobie, Piqué. – wykorzystałam chwilę jego nieuwagi i wyrwałam się z objęć Hiszpana – Oboje jesteśmy w pracy. I niech tak zostanie – popatrzyłam na niego znacząco, otwierając przed nim drzwi na korytarz.
– Zapamiętaj sobie jedno, kochanie. Jeśli na czymś mi zależy, nigdy się nie poddaję – i wyszedł. Ja z kolei szybko rzuciłam się na łóżko. Nie mogłam zasnąć, toteż położyłam się na plecach i utkwiłam wzrok w suficie.
It hurts, but I never show this pain, you’ll never know.
If only you could see just how lonely and how cold
And frostbit I’ve become, my back’s against the wall,
When push come to shove, I just stand up and scream “Fuck ‘em all”.
I'm alive again.
More alive than I have been in my whole entire life.
Been in hell and back, I can show you vouchers…[2]
         I nagle przed moimi oczami pojawia się pewna scena. Leżę w ciemnym pokoju. Zasłony zasunięte, rolety opuszczone. Głucha cisza rozchodzi się echem po pustym mieszkaniu. Mój nieobecny wzrok – utkwiony w poduszce. Zero emocji. Pochłonięta w melancholijnym nastroju wsłuchuję się w odgłosy oddawane przez poruszające się na tarczy zegara wskazówki. Wtem odzywa się dzwonek do drzwi. Nadal leżę bez ruchu. Jednak ktoś nie ustępuje i nadal dobija się do mieszkania. Z wielkim problemem staję na nogi. Jestem cała obolała. Siniaki za żebrach nie dają spać mi ani poruszać się w normalnym tempie. Z kolei ból w podbrzuszu jest nadal przeszywający. W końcu docieram pod drzwi i niechętnie je otwieram. Moim oczom ukazuje się mój największy koszmar. Alejandro. Chce porozmawiać. Przeprasza za swoje zachowanie. Patrzę na niego jak jakaś obłąkana kobieta. Nie okazuję żadnych uczuć. Po tym piekle, które mi zgotował, nie potrafię zdobyć się na…nic. W końcu wykrztuszam z siebie kilka wersów, które przychodzą mi na myśl.
It's a little too late to say that you're sorry now.
You kicked me when I was down.
Fuck what you say, just don't hurt me.
And I don't need you, don't want to see you.
You get no love.
You show me nothing but hate,
You ran me into the ground
But what comes around goes around.
I don't need you.
That's right, and I don't need you, don't want to see you.[3]
Zatrzaskuję mu drzwi przed nosem i wracam do spowitego mrokiem pokoju…
         Szybko ocieram spływającą po policzku łzę. Nie mogę pozwolić demonom wrócić. Nie, nie teraz.
Thought I had it mapped out but I guess I didn't, this fucking black cloud
Still follows me around but it's time to exorcise these demons…[4]

***

         Poranek był bardzo pogodny. Zostałam brutalnie wyciągnięta z krainy snów przez padające wprost na moją twarz promienie słońca. Leniwie się przeciągnęłam, po czym otworzyłam oczy. Odruchowo je zamknęłam, oślepiona nadmiernym natężeniem światła. Odczekałam chwilę i spróbowałam ponownie. Tym razem osiągnęłam sukces. Odrzuciłam na bok kołdrę i podniosłam się z wygodnego legowiska. Podeszłam do niewielkiej szafy, z której wyciągnęłam biały T–shirt z napisem „Chocolate doesn’t ask silly questions. Chocolate uderstands.” i jeansowe shorty. Zaopatrzona w ubrania udałam się do łazienki, gdzie wzięłam kojący zmysły prysznic. Uraczyłam spragnioną nawilżenia skórę mleczkiem do ciała o zapachu marakui i peonii, a następnie wykonałam obowiązkową czynność każdej kobiety, a mianowicie makijaż – lekki, ale zawsze to już coś. Zamiast perfum użyłam mgiełki do ciała o takim samym zapachu co balsam, związałam włosy, założyłam slip–ony i opuściłam pokój.
         W hotelowej restauracji znalazłam się o 13:08. No tak, czyli na śniadanie już za późno. Cóż, zawsze pozostaje obiad, nieprawdaż? Tak się cudownie złożyło, że posiłek spożywali akurat piłkarze. Na mój widok Iker i Sergio od razu poderwali się z miejsc i radośnie do mnie podbiegli. Momentalnie zostałam zakleszczona w podwójnym niedźwiedzim uścisku, jeśli można to było tak nazwać. Mężczyźni przytulali mnie tak mocno, że wprost nie mogłam oddychać! Na całe szczęście ktoś z zebranych odchrząknął i udało mi się wydostać z tego „potrzasku”. Nie dane mi jednak było w spokoju zjeść czy po prostu opuścić pomieszczenie – o, co to to nie. Ramos – ten uparciuch – musiał postawić na swoim – jak zawsze. A więc musiałam usiąść z nimi do stołu i wspólnie zjeść posiłek. Chociaż chyba więcej było tutaj gadania i śmiechów niż konsumpcji, ale kto by się tam tym przejmował?
         Ledwie odłożyłam sztućce na pusty już talerz i poczułam znajome dłonie na ramionach. Wygodnie oparłam się o Sergio i trwaliśmy tak przez pewien czas objęci. Gdyby ktoś nas nie znał, mógłby pomyśleć, że byliśmy parą albo coś nas przynajmniej łączyło. Nic bardziej mylnego. Owszem, hiszpański obrońca był jednym z najważniejszych osób w moim życiu, ale nigdy nie figurował w nim jako partner – był jak brat. A to że nie łączyły nas więzy krwi? Kto by się tam przejmował genetyką? Bo na pewno nie my.
         Chłopcy rozeszli się do swoich pokojów, by nieco odpocząć. Ja korzystając z okazji zamówiłam w barze latte macchiato oraz usiadłam na tarasie, który usytuowany był na tyłach budynku tuż przy wielkim basenie. Usłyszałam dźwięk szklanki stawianej na stoliku. Obróciłam się z zamiarem podziękowania kelnerowi, ale to nie on stał obok. Kawę przyniósł mi prawie dwumetrowy, hiszpański wieżowiec o niesamowitych oczach. Uśmiechnął się uroczo, po czym zajął miejsce naprzeciwko mnie.
– Czego chcesz? – zapytałam od niechcenia popijając przepyszny napój.
– Czy ja muszę czegoś chcieć?
– Mówisz, że przyszedłeś tu bez żadnego powodu? – uniosłam znacząco brew i lekko się zaśmiałam, kręcąc przy tym niedowierzająco głową.
– Powiesz mi w końcu?
– A jednak. – odstawiłam naczynie – Co mam ci powiedzieć?
– Dlaczego jesteś dla mnie taka?
– Taka to znaczy jaka?
– No taka oziębła, niemiła… – wyliczał.
– To nie prawda. To ty cały czas mnie prowokujesz i zachowujesz się nieodpowiednio.
– Nieodpowiednio?
– Tak. Może trudno ci w to uwierzyć, panie „zawsze dostaję to, czego chcę”, ale niektórzy mają pewne zasady. A ja mam powody, by zachowywać się tak, jak to robię. Nie lubię chamskich zagrywek. I lepiej przyjmij to sobie to wiadomości, bo nie mam zamiaru tolerować twoich głupich aluzji, ok? Pozostańmy na stopie zawodowej. Ty piłkarz, ja dziennikarka. Tak będzie najlepiej.
         Nie czekając na jakiekolwiek słowo wypowiedziane przez Katalończyka, szybko wróciłam do pokoju, przejrzałam pocztę, rzuciłam okiem na notatki i zegarek, aż w końcu stwierdziłam, że miałam jeszcze sporo wolnego czasu. Założyłam więc bikini od Agent Provocateur, a na to narzuciłam shorty marki Orlebar Brown i luźną koszulkę, która głosiła moje rzekome uzależnienie od piña colady.
Wsadziłam na głowę okulary przeciwsłoneczne, zakluczyłam pokój i wsiadłam do windy, która zwiozła mnie na sam dół. Pewnym krokiem wyszłam na teren basenu, zdjęłam koszulkę, spodenki i ułożyłam się wygodnie na leżaku. Słońce paliło niemiłosiernie, ale w końcu było lato. Przymknęłam oczy i oddałam się działaniu promieniowania ultrafioletowego z zamysłem pozyskania pięknej opalenizny. O tak, dawno już nie miałam okazji tak błogo wypocząć. Cały czas gdzieś jeździłam, pracowałam, brałam udział w różnych projektach, zdarzyło mi się nawet udzielić wywiadu. Niby wszystko było w porządku, byłam szczęśliwa, ale gdzie w tym wszystkim był relaks, chwila na złapanie oddechu, przysłowiowe naładowanie baterii? Westchnęłam głęboko i delikatny uśmiech wstąpił na moje usta. Niestety ktoś musiał zakłócić tenże spokój. Usłyszałam głośne pluski, które oznaczały, że Hiszpanie postanowili wskoczyć do basenu. Skąd wiedziałam, że to oni? Przecież nikt inny nie mieszkał w tym ślicznym hotelu… Udawałam, że ich zachowanie mnie nie obchodziło i nawet nie raczyłam otworzyć oczu. Nic to nie dało, bowiem kilka chwil po tym na mój leżak uwalił się pewien mokry osobnik, który zaczął perfidnie strzepywać krople wody z włosów wprost na mnie!
– Czyś ty zwariował?! – wydarłam się na blondyna.
– Oj, Ria, przecież i tak mnie kochasz – cmoknął mnie w policzek i przytulił.
– Co nie zmienia faktu, że…
– A widzisz? Czyli mnie kochasz. – zaśmiał się – Słyszeliście chłopaki?! Właśnie sama Ria Blanca Murillo Saldaña przyznała, że mnie kocha! – krzyknął tak głośno, że zapewne usłyszało go co najmniej pół Paryża – Ja też cię kocham, maleńka – uraczył pocałunkiem czubek mojego nosa, po czym zabrał mi okulary, założył je i wygodnie rozłożył się – a raczej rozepchał – na mojej miejscówce.
– Blondasku, czy ty zawsze musisz się tak wszędzie rozpychać?
– Głuptasku, przecież wiesz, że ja się tak zawsze w łóżku rozpycham – zaśmiał się.
– Wiem, ale chciałabym ci przypomnieć, Sergio, że to nie jest łóżko tylko LEŻAK – podkreśliłam ostatnie słowo.
– I tu się śpi, i tam się śpi. – wzruszył ramionami – Jak to mówią, nieważne gdzie, ważne z kim. A ja z tobą lubię. Dobre czasy mi się przypominają – wyszczerzył się.
– Kłótnie z Mou? – zaśmiał się Casillas – Nigdy nie zapomnę tej awantury w czasie okresu przygotowawczego. Czekaj, gdzie to było?
– Ale o którą kłótnię dokładnie ci chodzi, bo były ich chyba miliony… – odezwał się Ramos.
– No wiesz, o tę dotyczącą tego, gdzie Ria miała spać.
– Nie przypominaj – syknęłam.
– Robi się ciekawie, o co chodziło? – włączył się do rozmowy Piqué. Zgromiłam go wzrokiem, ale nie zrobiło to na nim zbytnio wrażenia.
– Cóż, najpierw Ria pokłóciła się z José o to, że nie chciał zgodzić się na to, żeby spała w moim i Ikera pokoju, a potem…
– A potem – przerwał mu bramkarz – sam pan wielmożny Ramos zaczął się drzeć na trenera i cały sztab. I powiedział, że nie wyjdzie na boisko przez najbliższy rok, jeśli Ria nie będzie spała z nim w łóżku. Nie no, niezły był ubaw – zaśmiał się, przybijając piątkę koledze z klubu.
– Dla nas tak, ale Mourinho się nieźle wkurzył. Potem w ogóle był sceptycznie nastawiony do moich wyjazdów z wami.
– Ale koniec końców… – rzucił filozoficznie Sergio.
– Mnie i Mou połączyła niepowtarzalna, wieczna miłość.
– Nom. Ale mnie nie koniecznie o te wspomnienia chodziło – pokiwał głową blondyn.
– To o co? – spytał bramkarz reprezentacji.
– No wiesz. Miłe wspomnienia. – poruszył zabawnie brwiami – Ty spałeś sam, stary, ale ja nie. A noce z panienką Murillo zawsze należą do tych najlepszych.
– Sergio! – skarciłam go.
– No co?
– Zamknij się, bo jeszcze ktoś sobie pomyśli, że my naprawdę ze sobą spaliśmy.
– A nie spaliśmy? – dziwił się.
– Ale nie w takim sensie. Wiesz, o co mi chodzi – westchnęłam.
– Oj, mała, – odezwał się Casillas – przecież wszyscy wiemy, że wy nigdy ze sobą nie uprawialiście seksu.
– Iker!
– Przecież prawdę mówię.  – umilkł na chwilę – No chyba, że nie powiedzieliście o czymś wujkowi Ikerowi? – przyjrzał nam się uważnie.
– Nie. Oprócz tego, że jestem w ciąży z trojaczkami i twój ukochany przyjaciel Sergio niedługo zostanie tatusiem, to nie, nie mamy przed tobą żadnych tajemnic – prychnęłam, zachowując przy tym całkiem poważną minę.
– Ale… Ty tak na serio? – wytrzeszczył oczy.
– O ludzie… Casillas, spójrz na mnie. Czy ja ci wyglądam na kobietę w ciąży? I to z trojaczkami? Chyba aż tak nie przytyłam od ostatniego spotkania?
– Nie no coś ty… – podrapał się po głowie, a jego przyjaciel mocno mnie objął w pasie.
– No wiesz, Ria. A może byśmy się tak postarali o te trojaczki, co? Wieczorami bardzo mi się nudzi w pokoju z tym staruchem – zaczął jeździć palcami po moim nagim, wysportowanym brzuchu. Zauważyłam, że Gerard wpatrywał się w dokładnie w każdy ruch blondyna z wyraźną chęcią mordu w oczach.
– Nawet nie próbujcie tego robić w naszym pokoju!
– No to ja pójdę do panienki Murillo, a ty zostaniesz najwyżej sam. – wzruszył ramionami – No chyba, że chcesz popatrzeć, jak robimy z ciebie wujka.
– E, Sergio. Na Rię to jeszcze bym i popatrzył, ale na ciebie w akcji? – wzdrygnął się – Nie, dziękuję.
– Całe życie z wariatami – jęknęłam.
– To jak, maleńka? – mój leżakowy towarzysz ściągnął okulary i patrzył na mnie tymi roześmianymi oczami – Gotowa, żeby zostać mamusią?
– Nie tak prędko, blondasku. Tradycja nakazuje, że najpierw ma być ślub. Nie zostaniesz tatusiem, dopóki na moim palcu nie zalśni złoty krążek – wyszczerzyłam się, a piłkarze zaczęli się śmiać. Tylko Gerard siedział z kamiennym wyrazem twarzy i jakby się nad czymś zastanawiał. Nie miałam zamiaru się nim w ogóle przejmować, tylko oparłam się na umięśnionym ramieniu mojego przystojnego hiszpańskiego przyjaciela oraz ponownie rozpoczęłam proces opalania, od czasu do czasu dorzucając coś od siebie do rozmowy mężczyzn. Miło było poleżeć i nic nie robić. A na dodatek w tak świetnym towarzystwie.







[1] Ella Eyre „Comeback”
[Wszyscy byliśmy oszukiwani, wszyscy jesteśmy ranieni. Po prostu weź ten ból i pozwól temu skurwysynowi spłonąć.]

[2] Lil Wayne ft. Eminem „Drop the World”
[To boli, ale ja nigdy nie pokazuję tego bólu, nigdy się nie dowiesz.
Jeśli tylko mógłbyś zobaczyć, jak samotna i zimna
I lodowata się stałam, moje plecy na ścianie,
Kiedy nadchodzi mocne popchnięcie, ja po prostu wstaję i krzyczę „Pieprzyć ich wszystkich”.
Znowu jestem żywa.
Bardziej żywa niż byłam przez całe moje dotychczasowe życie.
Byłam w piekle i z powrotem, mogę pokazać ci bilety…]

[3] Eminem ft. Lil Wayne „No love”
[Jest już trochę za późno, żeby powiedzieć, że jest ci przykro.
Kopnąłeś mnie, kiedy leżałam.
Walę to, co mówisz, po prostu mnie nie rań.
I nie potrzebuję cię, nie chcę cię widzieć.
Nie dostajesz miłości.
Nie pokazałeś mi nic oprócz nienawiści,
Powaliłeś mnie na ziemię,
Ale co przychodzi, odchodzi.
Nie potrzebuję cię.
Tak jest, nie potrzebuję cię, nie chcę cię widzieć.]

[4] Eminem „Not afraid”
[Myślałam, że już to rozplanowałam, ale zgaduję, że jednak nie, ta pieprzona czarna chmura
Nadal nade mną krąży, ale to jest czas, by pokonać te demony…]

8 komentarzy:

  1. Mega rozdział! Taki wesoły i przyjemny do czytania :) Po twoim epilogu nic nie może oderwać mi z twarzy uśmiechu. Gerard tutaj zaskakuje, jest taki inny niż w innych opowiadaniach, co jest nawet fajne ;) Czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi sie podoba zwlaszcza Gerard zupelnie inny niz w innych ff :) Dobrze go widziec w innej odslonie :) Widac ze jest zazdrosny a to fajnie :)Szkoda ze konczysz juz to opowiadanie "Porque somos una familia" Bo bylo gwenialne :) Weny zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać, że dziewczyna sporo przeszła, przez moment myślałam, że rozdział będzie smutny.. Ale myliłam się! Uwielbiam taką sielankę i w tak dużej ilości piłkarzy. Szczególnie Sergio bo zawsze jest wariantem. Ger trochu zazdrosny, albo mi się wydaje.. ;D
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. <3 nie mam co napisać, bo mój słownik zmalał xd ;o cudoo ;* pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny <3
    Opowiadanie robi na mnie mega wrażenie ^^/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  6. Next ,next,next !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Next,next,next!!!

    OdpowiedzUsuń