Entrégate,
vamos a ganar porque esta noche todos queremos celebrar.[1]
Dziesiątego lipca o godzinie 21:00 na
Stade de France miał się odbyć finał imprezy zwanej EURO2016. Wszędzie widać
było zdenerwowanie. Sztab szkoleniowy del Bosque od rana latał po hotelu w tę i
z powrotem. Piłkarze wyciszali się, a dziennikarze wprost wariowali. Nawet ja
odczuwałam lekki stres. W końcu w finale miały się zmierzyć reprezentacja
Hiszpanii – obrońcy tytułu – oraz obecni Mistrzowie Świata czyli Niemcy. Mnie
przypadł ten zaszczyt relacji na żywo tuż po końcowym gwizdku. To ja miałam
ogłosić oficjalnie całej Hiszpanii wynik. Miałam zrobić dokładnie to samo co
cztery lata temu w Kijowie. Natomiast po powrocie do hotelu miałam jeszcze
nagrać wypowiedzi zawodników oraz selekcjonera. Zapowiadała się długa noc.
Mecz oglądałam w strefie mieszanej.
Całą grupą dziennikarzy z Europy Zachodniej siedzieliśmy i wspólnie
przyglądaliśmy się widowisku. Świetny, wyrównany mecz, przyjemny dla oka.
Jednak w okolicach 80. minuty zarówno na boisku, jak i na trybunach zrobiło się
nerwowo. Powód był jeden – 0:0 widniejące na ogromnej tablicy. Piłkarze byli już
zmęczeni, ale nie mogli nawet na sekundę odpuścić, bo wiązałoby się to z
ogromnym ryzkiem i możliwością pożegnania się z pucharem. Nie chcieli też
dopuścić do dogrywki. Jednak wszystko na to właśnie wskazywało.
Nagle w 89. minucie
spotkania Jordi Alba otrzymał wymierzoną piłkę od Casillasa, wyrwał się spod
krycia i ruszył lewym korytarzem. Kiedy był już na wysokości dwudziestego
metra, z impetem wpadł na niego rozpędzony Boateng. Sędzia przerwał grę. Przed
oczami Niemca pojawił się żółty kartonik, a już kilka sekund później z lewej
strony boiska ustawiana była piłka. Do rzutu wolnego podeszli Fernando Torres i
Álvaro Morata, ale to El Niño wykonał stały fragment gry. Podkręcił piłkę,
która wpadła wprost na głowę stojącego w polu karnym Piqué. Sekunda ciszy na
stadionie i… okrzyki radości!!! Cała drużyna rzuciła się na zdobywcę gola.
Sztab szkoleniowy i ławka rezerwowych też szaleli. O kibicach nawet nie wspomnę.
Czerwone sektory natychmiast zrobiły meksykańską falę. Rozległo się
najgłośniejsze na świecie „Ole! Ole!”. Nawet ja wpadłam w ramiona kamerzyście i
razem podskakiwaliśmy. Zrobiliśmy sobie z Paco selfie, które momentalnie
powędrowało na nasze portale społecznościowe. Jeszcze zanim zdążyłam wyłączyć
stronę, miałam już mnóstwo komentarzy i polubień. Zaraz rozległ się gwizdek
głównego arbitra ogłaszający, że w tym właśnie momencie Mistrzostwa Europy 2016
we Francji przeszły do historii. No to teraz moja kolej. Szybciutko poprawiłam
czerwony trykot i stanęłam przed kamerą. Ok, idziemy na żywo. Trzy, dwa, jeden…
– Proszę państwa,
jesteśmy właśnie na Stade de France, gdzie właśnie przed chwilą do historii
przeszło EURO2016. Jestem wielce zaszczycona i wzruszona, że po czterech latach
znowu mogę się z państwem podzielić dobrą nowiną, albowiem… OBRONILIŚMY
TYTUŁ!!! Było nerwowo, ale dzięki tym stu dziewięćdziesięciu dwóm centymetrom
naszego narodowego szczęścia, które wpakowało piłkę do siatki po jakże udanym dośrodkowaniu
Torresa, udało się! Jesteśmy Mistrzami Europy! Niezwyciężona La Furia Roja!
Niech żyje czerwień! Niech żyje reprezentacja! Niech żyje cała Hiszpania! Niech
żyje piłka nożna! Niech żyją piłkarze! Niech żyją kibice! I teraz wszyscy
poczujmy, że żyjemy! Kocham cię Hiszpanio!!! – śmiałam się – A teraz śmiało
otwierajcie te szampany, które chłodzą się w lodówkach i oglądajcie dekorację
naszych chłopców. Życzę miłej nocy wszystkim. I mam nadzieję, że do zobaczenia
wkrótce w podobnych okolicznościach. Ze Stade de Frace mówiła najszczęśliwsza
dziennikarka świata, Ria Blanca Murillo Saldaña – posłałam buziaka do kamery i
odwróciłam się w kierunku murawy, ukazując żółty napis na koszulce. Całe moje
ciało cieszyło się z tej wygranej. Dla nas, Hiszpanów, piłka nożna to coś
więcej niż tylko sport narodowy. La Furia Roja to nasza narodowa duma. To jest
jedyny czynnik łączący wszystkie wspólnoty autonomiczne. Jedność ponad
podziałami. Czerwony trykot to świętość, mecze to obowiązek, a piłka nożna to
życie.
W Suite Novotel Paris Saint Denis Stade było
spokojnie. Ale to miało się za chwilę zmienić. Mieli tu
wrócić przeszczęśliwi Hiszpanie, którzy mogli już dopisać kolejny punkt w swoim
i tak bogatym CV. Nie poszłam do pokoju. Usiadłam w recepcji i poczekałam na drużynę.
Chciałam im osobiście pogratulować. Usłyszałam nadjeżdżający autobus i nim się
obejrzałam, utonęłam w objęciach Ramosa.
– Wygraliśmy to,
rozumiesz?! Do cholery, Ria, jesteśmy Mistrzami Europy! – wydzierał się.
– Wiem, Sergio,
wiem. – zaśmiałam się – Gratuluję wam wszystkim. Odwaliliście kawał dobrej
roboty. Cała Hiszpania jest wam wdzięczna. Jesteście naszą dumą narodową –
ucałowałam blondyna w policzek.
– Widzisz, znowu
jesteś na meczu finałowym w mojej koszulce i znowu wygrywamy. Ty nam po prostu
przynosisz szczęście! – wziął mnie na ręce i zaczął podrzucać. Po chwili do tej
„zabawy” przyłączyli się pozostali piłkarze. Fetowanie trwało do 2:00 nad
ranem, ale to tylko dlatego, że o 9:30 piłkarze mieli samolot do Madrytu. Ja sama
miałam o 8:45, co oznaczało pobudkę w okolicach 7:00. Na tę też godzinę
zamówiłam sobie w recepcji pobudkę. Jak powszechnie wiadomo, nie uznawałam
budzików i wolałam zdać się na odpowiedzialne osoby z obsługi. Jeszcze w środku
nocy skleiłam filmiki, które nagrałam i razem z tekstem wysłałam do szefa. W
końcu wykończona padłam na łóżko i zasnęłam.
Pobudka przeszła moje najśmielsze
oczekiwania. Obudziły mnie… pocałunki składane na mojej szyi! Zerwałam się na
równe nogi i wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. Mogłam się tego spodziewać…
Chociaż nie. Jak można było przewidzieć, że obudzę się w ramionach bohatera
wczorajszego dnia? Winny tego całego zamieszania leżał sobie wygodnie i śmiał
się. Popatrzył na mnie, pociągnął moją dłoń i powiedział:
– Wracaj do łóżka.
Jest dopiero szósta rano – niepewnie zajęłam miejsce obok niego.
– Ale poczekaj… Co
ty tu w ogóle robisz?
– Zamawiałaś
przecież pobudkę – dziwił się.
– Tak. W recepcji,
a nie u ciebie.
– Widzisz, i tutaj
właśnie jest błąd, bo gdybyś przyszła z tym od razu do mnie, to ja bym ci w
ogóle zasnąć nie dał – położył dłoń na moim udzie, ale szybko ją zepchnęłam.
– Jak się tu
dostałeś? – puściłam jego uwagę mimo uszu.
– Powiedziałem temu
całemu chłopaczynie, że jesteś moją dziewczyną i sam chcę zadbać, żebyś nie
zaspała. – uśmiechnął się uroczo – Na początku nie chciał się zgodzić, ale
zagroziłem mu, że pójdę na skargę do jego szefa. Podziałało.
– Jak mogłeś
straszyć tak chłopaka? Jesteś okropny – zarzuciłam mu.
– Eh, a ja
myślałem, że może doczekam się jakiegoś podziękowania, buziaka czy coś. –
poruszył zabawnie brwiami – Ale ty niewdzięczna jesteś. – westchnął – Twój
chłopak musi mieć z tobą krzyż pański. No chyba, że nie masz chłopaka? –
przyjrzał mi się uważnie.
– O, proszę. Cóż za
refleks. Najpierw próbujesz mnie zaciągnąć do łóżka, potem sam mi się do niego
pakujesz, aż w końcu przychodzi ci do głowy pomysł, że przecież mogę mieć
chłopaka. – teatralnie przewróciłam oczami – Panie i panowie, oto
najinteligentniejszy piłkarz świata, Gerard Piqué Bernabeu – zaczęłam klaskać,
ale blondyn złapał mnie za nadgarstki, zawisł nade mną i przygwoździł do łóżka.
– Nie śmiej się ze
mnie, bo pożałujesz.
– Czyżby? –
uniosłam brwi, a on tylko zaśmiał się perliście i położył się na mnie, wtulając
się przy tym w moją szyję – Gerard? – odpowiedziało mi jedynie ciche mruknięcie
– Czy mógłbyś ze mnie zejść? – pokręcił przecząco głową – Gerard, do cholery,
ja się muszę ubrać. O 8:45 mam samolot.
– Przecież jesteś
ubrana. Niestety – podniósł głowę i popatrzył mi prosto w oczy.
– Ok, no to w takim
razie muszę się PRZEBRAĆ. Wiesz co to znaczy, prawda? – powiedziałam jak do
malutkiego dziecka.
– Wiem. – w jego
oczach pojawiły się małe iskierki – To oznacza, że najpierw musisz się
rozebrać. To ja ci pomogę.
– Co? W czym?
– No… w rozebraniu
cię – uśmiechnął się cwano i szybko ściągnął mi koszulkę. Całe szczęście, że
zawsze spałam jeszcze w sportowym staniku. Byłam zaskoczona jego zachowaniem.
Pochylił się i lekko musnął moje wargi. Chciał ponowić czynność, ale
odepchnęłam go, chwyciłam ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki
prysznic, nabalsamowałam się, związałam włosy w koczka, zrobiłam lekki makijaż,
by ukryć fakt nieprzespanej nocy i założyłam czarne dresowe spodnie z Adidasa,
krótką koszulkę z napisem „One girl thousand feelings” oraz czarne trampki
Adidas z kolorową podeszwą. Opuściłam pomieszczenie i skierowałam się ponownie
ku sypialni. Na łożu nadal leżał hiszpański stoper i bawił się… Chwila… Bawił
się MOIM telefonem!
– Oddawaj to! –
rzuciłam się na niego, ale w porę zdążył uciec z legowiska.
– Nie ma mowy! –
zaśmiał się – Na pewno masz tu jakieś fajne zdjęcia.
– Może mam, może
nie mam. Ja nie żartuję, Gerard, oddaj mi ten telefon! – wściekałam się.
– Sama go sobie weź
– uniósł rękę do góry. No pięknie, teraz to już nie miałam żadnych szans.
– Geri, no… –
zatrzepotałam rzęsami.
– Wiesz… – opuścił
rękę i jakby się nad czymś zastanawiał – A jednak nie – schował telefon do
przedniej kieszeni spodni.
– Gerard! –
wydarłam się.
– Nie krzycz tak,
bo jeszcze pomyślą, że masz orgazm. – zaśmiał się – A co do telefonu… Tak jak
mówiłem, sama sobie weź – rozłożył ręce. Popatrzyłam na niego spod byka i
ruszyłam w jego stronę. Staliśmy tak naprzeciwko siebie, tuż przy kanapie i nie
spuszczaliśmy z siebie wzroku. Czułam, że zaraz utonę w tych jego pięknych,
błękitnych, hiszpańskich oczach. Uśmiechnęłam się słodko i włożyłam rękę do
jego kieszeni. Na jego twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Zaczął
się poruszać, żeby utrudnić mi wyciągnięcie telefonu, i nie powiem, wychodziło
mu to perfekcyjnie.
– O, tak, kochanie,
trochę bardziej w moje prawo – zaśmiałam się i pacnęłam go drugą ręką w głowę.
W końcu osiągnęłam swój cel i odzyskałam moją ukochaną komórkę. Sprawdzałam,
czy ten idiota niczego nie popsuł, kiedy poczułam dłonie na pośladkach i
momentalnie runęłam na kolana piłkarza. Przysunął mnie do siebie bardzo blisko
i trzymał mocno, żebym nie uciekła. Zaczął całować moją szyję. Podobało mi się
to. Przymknęłam oczy i poddałam się tej formie rozkoszy. Tak dawno nie czułam
czyjegoś dotyku. Cholernie mi tego brakowało. Nagle ocknęłam się. Nie mogłam
pozwolić, by do czegoś doszło.
– Gerard… –
szepnęłam.
– Spokojnie, nie
zrobię niczego, czego byś nie chciała – spojrzał mi w oczy, chwycił za
podbródek i pocałował. Smakował tak cudownie.
– Przepraszam, nie
mogę. – odsunęłam się i zeszłam z jego kolan – Ja… Ja muszę już jechać na
lotnisko. Tak, właśnie. O, i muszę jeszcze zadzwonić po przyjaciela. – szybko
wybrałam numer Karima i poprosiłam, by po mnie przyjechał i odwiózł mnie na
lotnisko. No co? Sam to zaproponował przy naszym ostatnim spotkaniu – Benzema
tu zaraz będzie. Możesz już iść do siebie. Dziękuję za pobudkę – podeszłam do
walizek.
– Benzema? – na
jego czoło wstąpiły małe zmarszczki – A ten tu czego?
– Odwiezie mnie na
lotnisko.
– Ja też mógłbym to
zrobić.
– Nie wydaje mi
się. – otworzyłam przed nim drzwi – Cześć.