wtorek, 1 marca 2016

Epilog

All she sees is hurt and pain. She wants to break the chains. She'll keep pressing everyday… And she'll find her own sweet way.[1]

         Bałam się. Cholernie się bałam. Chociaż w głębi duszy wiedziałam, że kiedyś ten dzień nadejdzie, moje serce wręcz wyrywało się z piersi. Strach przepełniał całe moje ciało. Każda komórka, neuron – nic nie działało należycie. Synapsy nie współpracowały. Mediatory jakby się gdzieś zagubiły. Osłonki mielinkowe i Schwanna odmawiały przewodnictwa impulsów nerwowych. Przewężenia Ranviera jakby hamowały przeskoki energii. Prawidłowo pracował jedynie łańcuch odruchowy. Bo jak inaczej nazwać to, że kiedy tylko poczułam na sobie dzięki receptorom dotyk Piqué, momentalnie moje efektory spowodowały, że przywarłam go jego torsu i nie chciałam za nic w świecie puścić jego mokrej koszulki?
To niesamowite jak ciężko może się mówić o swojej własnej przeszłości. Niby to nic takiego. W końcu co było, to było. Co się stało, to się nie odstanie. Trzeba iść do przodu i nie spoglądać w tył. Niektórzy opowiadają o tym z taką lekkością, jakby to ich zupełnie nie obchodziło. Jakby te sprawy dotyczyły kogoś innego, a nie ich samych. Bardzo ich podziwiałam. Ja tak nie potrafiłam. Co prawda opinia innych ludzi nie była dla mnie najważniejsza, a w wielu wypadkach po porostu po mnie to spływało jak po kaczce, lecz rzecz z moją przeszłością miała się zupełnie, ale to zupełnie inaczej. To było dla mnie jak takie „top secret”, pilnie strzeżona tajemnica, o której nikt nieodpowiedni, postronny miał się nigdy nie dowiedzieć – coś jak z biologiczną matką Cristianito. Całą prawdę znało tylko kilku moich przyjaciół i dziadek Jorge. Lecz to grono miało się właśnie powiększyć o pewnego wysokiego Katalończyka z rozbrajającym uśmiechem, którego oczy obecnie ciskały we mnie piorunami.
– Ja tak nie mogę, rozumiesz?! – wydarł się, chodząc nerwowo po salonie trenera A.C. Milanu – Zależy mi na tobie, ale związek opiera się przede wszystkim na zaufaniu! A skoro ty mi nie ufasz na tyle, żeby mi powiedzieć…
– A co ja mam ci powiedzieć, co?! – wybuchłam i spojrzałam na niego – Że oprócz gównianego ojca, który totalnie się mną nie przejął po tragicznej śmierci mojej mamy, bo wolał chlać na umór, inni też mnie krzywdzili?! – wstałam – Że w Madrycie poznałam przyjaciół, dzięki którym jeszcze żyję?! Że to oni odwiedli mnie od myśli samobójczych?! Że to oni pomagali mi, opiekowali się mną po tym, jak mój ówczesny chłopak, który grał w rezerwach Atlético Madryt pewnego pięknego, słonecznego wieczora, tuż po przegranym przez jego drużynę meczu przyszedł do mojego mieszkania pijany w trzy dupy i brutalnie mnie zgwałcił?! A po tym jak się dowiedział o ciąży to mnie pobił do tego stopnia, że przez tydzień nie byłam w stanie się ruszyć?! Że zabił moje nienarodzone dziecko?! Że spieprzył mi życie?! – rozpłakałam się na dobre – Że to przez niego musiałam wyjechać ze stolicy? Że to przez niego nie byłam w stanie zaufać żadnemu mężczyźnie? – blondyn podbiegł do mnie i pochwycił w ramiona. Mocno mnie do siebie przycisnął i uspokajająco gładził po włosach.
– Ciii… – ucałował moje czoło – Ja… Ja nie wiedziałem. Znaczy… Sergio mi mówił, że ktoś cię kiedyś skrzywdził, ale nie spodziewałbym się, że… – westchnął głośno – Przepraszam.
– Teraz już wiesz, dlaczego tak reaguję, kiedy pijesz? Ja się po prostu boję. Nie chcę przechodzić przez to po raz kolejny. Dwa razy alkohol już mi zniszczył życie…
– Nie wezmę do ust ani kropli.
– Przez kilka miesięcy dopuszczałam do siebie tylko Sergio, Ikera i Karima. No i jeszcze z Mou rozmawiałam – wychrypiałam w jego koszulkę.
– A dziadek?
– Dziadek dowiedział się dopiero niedawno. Na parę dni przed tym, jak kręciliśmy ten teledysk z Pinto.
– A ten… chłopak? On grał wtedy w rezerwach, tak? To… gdzie on teraz… gra? – mówił przez zaciśnięte zęby.
– Nie gra. Ramos i Casillas z pomocą Mourinho w ciągu kilku minut raz na zawsze zakończyli jego karierę. Nie miał szans w żadnym klubie. Był spalony.
– Gdybym go dorwał…
– Powiem ci to samo co chłopakom: nie warto.
– Ale on cię skrzywdził! Skrzywdził niewinną, bezbronną kobietę. Kobietę, którą kocham najbardziej na świecie… – ujął moją twarz w obie dłonie o delikatnie złączył nasze usta.
– Czy ty właśnie…
– Tak. Kocham cię, Ria. Kocham i nigdy nie przestanę – patrzył mi prosto w oczy.
– Kocham cię, Gerard. – wyszeptałam wprost w jego usta, a ten uśmiechnął się najszerzej, jak potrafił. Cieszył się jak małe dziecko. Zresztą ja też – Żadnych więcej tajemnic.
– Żadnych. – potwierdził i zachłannie wpił się w moje usta – Możesz coś dla mnie zrobić? – przytaknęłam – Po prostu mi zaufaj.
– Już to zrobiłam.
– I wróć ze mną do domu. – poprosił błagalnie – Do naszego domu.
– Do naszego domu, kochanie. – na jego ustach pojawił się szeroki, szczery uśmiech – Do domu, który wypełnimy miłością.
– Naszą i naszych dzieci – złapał mnie w pasie i zaczął nas okręcać dookoła. Śmialiśmy się wniebogłosy.
         I w tej chwili stało się coś niewiarygodnego, a wręcz niemożliwego. Ja, Ria Blanca Murillo Saldaña poczułam na własnej skórze, jak to jest zaznać szczęścia. I wiecie co? Spodobało mi się. I to bardzo.
***
My new resolution is to trust you
My business to love you until you've had it
I'm not gonna miss out on the good stuff
The grass is much greener with us on it…[2]



[1] Spice Girls „Let love lead the way”
[Wszystko, co widzi, to zranienie i ból. Ona chce się wyrwać z łańcuchów. Będzie się codziennie bardzo mocno starała… I znajdzie swój własny, słodki sposób.]
[2] Shakira „Good stuff”
[Moim nowym rozwiązaniem jest zaufać ci. Moim interesem kochać cię, aż to zrozumiesz. Nie mam zamiaru omijać wszystkich dobrych rzeczy. Trawa jest dużo bardziej zielona, jeśli na niej jesteśmy…]

***

I pojawił się epilog... Mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że udało mi się napisać to opowiadanie, ale z drugiej - jakoś ciężko mi jest się z nim żegnać. Ta historia była inna niż poprzednie przeze mnie pisane, Pomysł także zrodził się spontanicznie i dość niespodziewanie - jak to przeważnie ze mną bywa. ;)
Po ostatnim blogu, pisałam Wam, że w głównym bohaterze zazwyczaj wiele jest z autora. Nie inaczej było też w tym wypadku. Ria ma wiele moich cech - nie wiem, czy nie aż za dużo! :o Ale cóż... Jestem pewna, że bez moich życiowych doświadczeń, nie byłabym w stanie napisać tego opowiadania. Początkowo - przez kilka ładnych miesięcy - był tylko napisany pod wpływem emocji prolog, który wcale nie miał być prologiem - miał być jedynie wpisem na photoblogu. A wyszło jak wyszło. :p Tak czy siak, bardzo przywiązałam się do Rii. Myślę, że dobrze poznaliście panienkę Murillo i całkiem możliwe, że wywnioskujecie, które jej cechy są zaczerpnięte z mojej skromnej osoby. Lecz to już sprawa dalszoplanowa. :)
Chciałabym w tym miejscu podziękować wszystkim czytelnikom - zwłaszcza tym, którzy trwali przy mnie, komentowali, wspierali. Wielkie dzięki, kochani! <3
Koniec "My new resolution is to trust you" jest jednocześnie początkiem nowego bloga pod tytułem "Utracony". Serdecznie zapraszam do zapoznania się z prologiem i pozostawienia po sobie śladu.
Liczę jeszcze jednak na Wasze opinie co do tej historii. :*

Besos,
Lila